poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Zmysłowo pachnący duet od Le Petit Marseillais

Zmysłowo pachnący duet od Le Petit Marseillais
Cześć :)

Niedawno po raz kolejny zakwalifikowałam się do akcji ambasadorskiej marki Le Petit Marseillais. Ich kosmetyki, inspirowane słoneczną Prowansją, od dawna goszczą w mojej łazience. Nie można im odmówić wyjątkowości - te zapachy są po prostu niepowtarzalne, nigdy nie przypuszczałam że żel pod prysznic z drogerii może tak pięknie pachnieć. 
Tym razem do przetestowania były dwa żele pod prysznic, w wersji damskiej i męskiej. Liczyłam na to, że otrzymane produkty wprowadzą powiew upragnionego lata i nie zawiodłam się!



Paczka dotarła do mnie w ekspresowym tempie, jak zwykle pięknie zapakowana. W środku znalazłam oprócz żeli list do ambasadorki oraz katalog produktów, które wyglądały równie pięknie jak pudełko. Niby jest to szczegół, ale robi wiele - zestaw wygląda elegancko i z przyjemnością się go używa. 


Pierwszym żelem który wypróbowałam był oczywiście żel pod prysznic w wersji damskiej, o zapachu śródziemnomorskiego granatu.  Opakowanie jest bardzo duże i z doświadczenia już wiem, że jest wydajne - będę się nim cieszyć przez długi czas. Żel pachnie bardzo ładnie, jak świeże owoce - w sam raz na lato! Zapach jest słodki, ale nie mdły, raczej orzeźwiający. Po kąpieli jest delikatnie wyczuwalny na skórze, czuć go też w całej łazience.
Żel jest bardzo delikatny, nie wysusza ani nie podrażnia skóry. Ma odpowiednią konsystencję i fajnie się pieni. Jestem z niego jak najbardziej zadowolona i z przyjemnością będę po niego sięgać w czasie nadchodzących ciepłych dni. 


Drugi żel pod prysznic przeznaczony jest dla mężczyzn, ale nie mogłam się oprzeć i go wypróbowałam. No i tu nastąpiła wielka niespodzianka, ponieważ zapach bardzo mi się spodobał, jest lepszy niż wersja damska. Chyba będę go podkradać chłopakowi :D
Żel ma bardzo orzeźwiający, aromatyczny zapach. Według opisu jest to czerwona pomarańcza i szafran, ale ja czuję tu nutkę przypraw korzennych. Mimo to zapach nie jest ciężki i rozgrzewający tylko bardzo lekki i wakacyjny. Jest bardzo ciekawy i uniwersalny, na pewno warto go wypróbować. Podobnie jak w przypadku drugiego żelu, tutaj też po kąpieli zostaje na skórze subtelny aromat. 




Oba żele są bardzo interesujące, ale jednak to wersja męska podbiła moje serce. Jest bardzo aromatyczna, uniwersalna i niebanalna. Można jej też używać razem z chłopakiem, czemu nie :D 

Wypróbowaliście już nowe żele od Le Petit Marseillais? Może znacie ich inne produkty, co sądzicie o tej marce?

Zapraszam też na recenzje dwóch innych pudełek ambasadorskich od Le Petit Marseillais:



sobota, 28 kwietnia 2018

Koreańska pielęgnacja w stylu Bielendy - Bielenda Crazy Mask

Koreańska pielęgnacja w stylu Bielendy - Bielenda Crazy Mask
Cześć :)

Na IG niedawno pokazałam Wam paczkę nowości od Bielendy. W środku znalazłam 9 maseczek w płacie oraz 3 balsamy do ust z nowej serii. Paczka zrobiła na mnie ogromne wrażenie - wszystko było zapakowane bardzo ładnie i porządnie, widać że ktoś się nad tym pomęczył. Uwierzycie, że maseczki były delikatnie przyklejone do dna kartonu? Oczywiście dało się je odkleić bez najmniejszego problemu :)


Seria maseczek Crazy Mask została zainspirowana koreańską pielęgnacją. Znajdziemy w niej 3 maseczki w płacie: z wizerunkiem mopsa, kotka i pandy. Maseczki zostały ozdobione w fajny sposób, przez co ich używanie to sama przyjemność. Jak pierwszy raz zobaczyłam zawartość paczki to nie wiedziałam za co się zabrać - wszystkie produkty wyglądały wprost uroczo! Żal mi było otwierać, takie to było ładne :)




Nawilżająca maska w płacie MOPS

Maska z mopsem ma za zadanie nawilżyć skórę. Zawiera wyciąg z aloesu, kwas hialuronowy i minerały morskie, czyli składniki aktywne które nawilżają i zatrzymują wilgoć w skórze. Płat jest bardzo dobrze dopasowany do twarzy i ma oczywiście nadruk pieska. Uwielbiam maski z nadrukiem, są bardzo pozytywne :)  Sama aplikacja była bardzo przyjemna, nawet nie zauważyłam jak zleciało to 15 minut.
Efekt oceniam pozytywnie, maska rozpromieniła moją cerę i usunęła oznaki zmęczenia. Polecam ją do regeneracji po ciężkim dniu.


Detoksykująca maska w płacie PANDA

Panda to chyba najbardziej popularny wzór masek. Miałam ich dużo ale każda mnie bardzo cieszyła. Wzór jest genialnie i zawsze wygląda bardzo zabawnie :)
Maska detoksykująca zawiera zieloną herbatę, bambus i węgiel, czyli składniki oczyszczające naszą skórę. Po jej użyciu cera robi się promienna a skóra wygląda zdrowiej, efekt jest natychmiastowy. Jedyny minus to to, że skóra się od niej klei (z resztą od pozostałych maseczek też). Niezbyt to lubię, ale na szczęście po opłukaniu skóry wodą udało mi się pozbyć tego nieprzyjemnego uczucia.


Oczyszczająca maska w płacie KOTEK

Maseczka oczyszcza i regeneruje skórę, poprawia jej kondycję. Zawiera algi koralowe (nawilżenie i wygładzenie), witaminę C (regeneracja, antyoksydacja i usuwanie przebarwień) i ekstrakt z wiśni (regeneracja i odżywienie). Maseczka spisała się tak samo dobrze jak pozostałe, przyjemnie nawilżyła i odświeżyła twarz. Też się kleiła ale nie było to bardzo uciążliwe. Niestety rozczarował mnie jej nadruk - przecież to nie jest żaden kotek tylko mysz :D Zarówno na opakowaniu jak i na płacie widzę wyraźnie myszkę, kota to to nie przypomina :D No trudno, najważniejsze że maska działa, a wygląd płata to już sprawa mniej ważna.

 

Balsamy do ust Magic Egg

Balsamy były "gratisem" dorzuconym do paczki. Zupełnie się ich nie spodziewałam ale oczywiście bardzo mnie ucieszyły. Od razu spodobały mi się ich piękne opakowania - coś w sam raz na wakacje. Balsamy mają formę kulki, wyglądają jak popularne EOS. Do wyboru są trzy warianty zapachowe: kokos, truskawka i wanilia z maliną. Byłam bardzo napalona na te balsamy ale niestety trochę mnie rozczarowały. Piękne zapachy są prawie niewyczuwalne, nie mają też żadnego smaku (EOS ma). Balsamy mają też niezbyt ciekawy skład - na pierwszym miejscu mamy wazelinę, na drugim parafinę. Mimo ładnego opakowania raczej ich nie polubię.






Maseczki i balsamy do ust możecie kupić w wielu sklepach, np. w Rossmannie (niedługo będzie promocja 2+2 na kosmetyki do twarzy, więc warto o nich pamiętać).

Znacie już nowości z Bielenda? Może znacie inne ciekawe maseczki z nadrukiem? :)

Zapraszam na moje konto na IG: jednafiga_blog - jest już ponad 1500 obserwujących :)

czwartek, 26 kwietnia 2018

Powrót do hybryd po uczuleniu cz. 2

Powrót do hybryd po uczuleniu cz. 2
Cześć :)

Pamiętacie mój pierwszy post o uczuleniu na hybrydy (Powrót do hybryd po uczuleniu )? Od stycznia powoli staram się wrócić do manicure hybrydowego i jak na razie nie mam objawów uczulenia... na ośmiu palcach :D

Jakiś czas temu miałam mały wypadek z szufladą, przez który przycięłam sobie dwa małe palce. Paznokcie zaczęły mi odchodzić i przez to nie mogę na nich używać lakieru hybrydowego. Po jakimś miesiącu od uszkodzenia nałożyłam lakier na próbę i niestety wyszła mi wysypka wokół skórek (przypominam, że jest to jeden z objawów uczulenia i bezwzględne wskazanie do ściągnięcia lakieru!). Tak więc teraz używam lakieru na 8 zdrowych paznokciach, a na tych uszkodzonych używam zwykłego lakieru albo jakiś naklejek.
Hybrydę nakładam bardzo ostrożnie, staram się nie dotykać skórek. Lakier utwardzam dwa razy, żeby mieć pewność że zostanie dobrze utwardzony. Robię też sobie dłuższe przerwy od hybryd (po 2-3 tygodnie), w ich czasie stosuję zwykłe lakiery. Jak na razie po uczuleniu nie ma śladu, nie ma wysypki, swędzenia, krostek ani pieczenia. Zauważyłam większą suchość skórek ale niekoniecznie jest to wynik używania lakierów hybrydowych.
Co do samych lakierów to cały czas używam firmy Rosalind, ale myślę nad czymś innym - może polecicie mi jakieś lakiery hybrydowe, które nie uczulają?
Od siebie mogę polecić lakiery Essie - co prawda nie są to hybrydy ale trzymają się bardzo dobrze, u mnie jest to ok. 7 dni bez żadnych poprawek (potem je zmywam z powodu odrostu). Przy uczuleniu okazały się dla mnie wybawieniem, bo mogłam chociaż częściowo odczuć komfort jak przy hybrydach.
Miłego dnia!
 
PS. Zapraszam na mój profil na Instagramie: Jednafiga_blog - jest już nas ponad 1500 <3



czwartek, 19 kwietnia 2018

Pastelowe lakiery Wibo Nail Care z olejkami - hit czy kit?

Pastelowe lakiery Wibo Nail Care z olejkami - hit czy kit?
Witajcie :)

Niedawno weszła do sklepów nowa kolekcja kosmetyków Wibo - Kiss & Bloom. Znajdziemy w niej kilka fajnych rzeczy - moimi faworytami primer do twarzy, rozświetlacz w płynie i peeling do ust. Jestem bardzo ciekawa tych produktów ale niestety nie załapałam się na nie w czasie promocji w Rossmannie. Nic straconego, pewnie kupię je za jakiś czas ;)
Jedyną rzeczą którą posiadam z tej serii są dwa lakiery. Skusiły mnie ich pastelowe kolory, oraz to że rzekomo mają odżywiać paznokcie. Według producenta lakiery mają nie tylko dobry wpływ na płytkę paznokcia ale też mają dobrą pigmentację, wysoką trwałość i ładny połysk. Czy tak jest w rzeczywistości?
 

Lakiery dostępne są w 3 odcieniach. Ja posiadam nr 02 (pudrowy róż) i 03 (jasny błękit), w sprzedaży jest jeszcze kolor biały. Lakiery mają błyszczące drobinki, liczyłam więc na to że będą pięknie lśnić na paznokciach, ale niestety takiego efektu nie da się nimi uzyskać. Aby paznokcie były błyszczące należy nałożyć na nie top coat. Rozczarowała mnie też ich pigmentacja - producent uważa, że jedna warstwa wystarczy do perfekcyjnego pokrycia płytki. W rzeczywistości po 2 warstwach miałam prześwity, dopiero po 3 warstwach efekt był do zaakceptowania. Lakier wysycha bardzo powoli, dwie warstwy schły mi aż 25 minut, na nałożenie 3 warstw i szybko schnącego top coat potrzebujemy ok. 40 minut.
Kolejną rzeczą która mnie zawiodła była ich trwałość. Paznokcie pomalowałam w poniedziałek, we wtorek chciałam sobie zrobić zdjęcia ale lakier nie doczekał w całości. Cały lakier brzydko się pokruszył i zaczął odpadać, wyglądało to bardzo nieestetycznie. Zmyłam wszystko i pomalowałam paznokcie jeszcze raz, z użyciem top coat - niestety na drugi dzień efekt był taki sam. W czasie testów nie robiłam nic co mogłoby nadmiernie obciążyć paznokcie - nie zmywałam, nie sprzątałam, nie moczyłam ich w basenie.




Rzeczą która głownie kusi w tych lakierach jest ich odżywcza funkcja. Według informacji na opakowaniu zawierają one olejek arganowy i olejek z baobabu. Nie byłam jakoś przekonana do lakieru z olejkiem i jak okazało się w domu po sprawdzeniu składu (niestety w sklepie nie było kartki ze składem!) okazało się, że olejki są gdzieś na szarym końcu, czyli jest ich mało. Dla mnie to nie problem bo i tak używam różnych olejków do pielęgnacji paznokci, ale jeśli komuś zależy jedynie na pielęgnacji to powinien wybrać inny produkt.
Podsumowując, nowe lakiery okazały się zwykłym bublem. Schną bardzo powoli, są nietrwałe, kruszą się i odpadają. Stanowczo nie polecam.

Znacie nową serię produktów z Wibo? Macie coś z niej? :)

czwartek, 12 kwietnia 2018

Lovely Liquid Camouflage - dobry korektor z Rossmanna?

Lovely Liquid Camouflage - dobry korektor z Rossmanna?
Witajcie :)

Promocja w Rossmannie opanowała chyba wszystkie blogi kosmetyczne. Ja też się na nią skusiłam, chociaż nie szalałam zbytnio i kupiłam tylko kilka rzeczy, głównie nowości z Wibo i Lovely.  Muszę też kupić kilka produktów droższych marek, ale wolę je zamówić przez internet - porównałam ceny i pomimo promocji Rossmann wcale nie wypada najkorzystniej cenowo.
Jednym z produktów które kupiłam jest najnowszy korektor od Lovely. Liquid Camouflage zaciekawił mnie od razu jak go zobaczyłam. Na pierwszy rzut oka widać, że firma inspirowała się korektorem Shape Tape od Tarte. Opakowania są podobne, ale podejrzewam że obu korektorów nie ma co porównywać. Za to spróbuję porównać Lovely do produktu z podobnej półki cenowej, czyli korektora Conceal and Define od Makeup Revolution. Jesteście ciekawi jak wypadnie to porównanie? :)

Zobacz: Makeup Revolution Conceal and Define - hit?



Korektor Lovely prezentuje się bardzo ładnie. Różowe opakowanie, duży i wygodny aplikator, nie mam mu nic do zarzucenia. Używa się go bardzo wygodnie. Korektor dostępny jest w 3 odcieniach - 01, 02, 03, z czego 01 jest najjaśniejszy. Będąc w sklepie najpierw sięgnęłam po testery i trochę się zdziwiłam - wszystkie 3 odcienie były bardzo jasne. 01 wyglądał prawie jak mleko, stwierdziłam że będzie za jasny i wzięłam 03 (nr. 02 nigdzie nie było). Był to wielki błąd i przekonałam się o tym już wtedy, kiedy nagrywałam dla Was Instastory. Kolor 03 jest faktycznie bardzo jasny, ale BARDZO ciemnieje. Po 3 minutach jest ciemniejszy o 3 tony. Nie mogłam w to uwierzyć jak to zobaczyłam - kupiłam korektor dla bladziocha, a okazało się że to kolor dla bardzo opalonej osoby. Uważam że jest to duża wada, żaden kosmetyk do makijażu nie powinien zmieniać koloru na skórze.

Odcień 03 zostawiłam sobie na lato (kto wie, może się opalę :D ) a na teraz kupiłam kolor 01. Z tego zakupu jestem bardziej zadowolona, bo korektor nie ciemnieje. Kosmetyk ma średnie krycie, czyli nie zasłonimy nim wielkiej czerwonej plamy, ale na cienie pod oczami albo drobne przebarwienia nadaje się w sam raz. Korektor nie jest gęsty ani ciężki, łatwo się go nakłada. Posiada szeroki aplikator, ale jest on niewygodny. Wolę używać gąbeczki, ona radzi sobie z korektorem znacznie lepiej. Trwałość oceniam bardzo dobrze, kosmetyk nie wyciera się z twarzy ani nie zbiera w załamaniu powieki. Korektor nadaje się jako baza pod cienie do powiek.


Swache od góry: 01, 03:

Jakie są różnice między Lovely a Makeup Revolution?

Jeśli przeczytaliście podlinkowany artykuł to już pewnie zauważyliście, że oba kosmetyki są do siebie bardzo podobne. Mają takie same opakowania, takie same aplikatory (tak samo niewygodne :D) i taką samą konsystencję. Makeup Revolution ma nieco lepsze krycie, ale zbiera się w załamaniach powiek. Nie nadaje się jako baza, za to Lovely spisuje się w tym znakomicie. Uważam że oba korektory są bardzo dobre, ale warto jeszcze dodać że Lovely jest sporo tańszy (w promocji kosztuje ok. 6 zł, cena regularna wynosi ok. 12 zł, MUR kosztuje ok. 20 zł). Ostateczny wybór pozostawiam Wam, mi ciężko jest powiedzieć że któryś korektor jest zdecydowanie o wiele lepszy od drugiego ;)

Swache od góry: Lovely Liquid Camouflage nr 03,  Lovely Liquid Camouflage nr 01, Makeup Revolution  Conceal and Define nr 06:



Znacie ten korektor? Może poznaliście już inne nowości od Lovely? :)

Zobacz też:
Wibo i lovely - czy opłaca się kupować tanią kolorówkę?
Makeup Revolution, czyli moja rewolucja makijażowa

sobota, 7 kwietnia 2018

Maseczki w płacie Seoul Beauty Mask Skin79

Maseczki w płacie Seoul Beauty Mask Skin79
Cześć :)

Niedawno udało mi się przetestować serię maseczek Seoul Beauty Mask ze sklepu Skin79. Maseczki zamówiłam pod tym linkiem: KLIK, były akurat w korzystnej promocji. Za 4 sztuki zapłaciłam niecałe 30 zł. Maseczki zwróciły moją uwagę dzięki ładnej szacie graficznej, skusiły mnie też pozytywne opinie na blogach. Zestaw dotarł do mnie błyskawicznie i już po dwóch dniach mogłam się cieszyć nowymi maskami :D

W skład zestawu wchodzą:
Skin79 Kojąca maska w płacie Seoul Beauty Mask Soothing Care
Skin79 Rewitalizująca maska w płacie Seoul Beauty Mask Vital Care
Skin79 Nawilżająca maska w płacie Seoul Beauty Mask Moisturizing Care
Skin79 Rozjaśniająca maska w płacie Seoul Beauty Mask Brightening Care 


Co producent pisze o swoich maseczkach?


Seria maseczek Seoul Beauty Mask została stworzona z myślą o młodych, energicznych kobietach, które na co dzień nie mają czasu na rozbudowaną pielęgnację. Cenią prostotę i minimalizm, bo taki jest ich styl życia w wielkim mieście. Jednak bez względu na wszystko chcą zachować młody i atrakcyjny wygląd. Szukają produktu szybkiego w użyciu i efektywnego w działaniu. Dewizą serii jest: 1 dzień - 1 maska. Odkryj paszport do świata piękna.


Każda maska Seoul Beauty Mask zawiera w sobie specjalnie opracowany kompleks roślinny w skład którego wchodzi wyciąg z korzenia żeń-szenia, który doskonale odżywia i dotlenia komórki skóry, pobudzając proces odnowy. Wyciąg z liści aloesu wygładza, ujędrnia, regeneruje i pomaga w utrzymaniu wilgoci. Ekstrakt z morwy białej uelastycznia skórę, chroni ją i hamuje przed procesem starzenia. Łzawica ogrodowa działa przeciwzapalnie a wyciąg z badianu właściwego chroni skórę przed bakteriami (co wpływa na zmniejszenie się trądziku).


Kojąca maska w płacie Seoul Beauty Mask Soothing Care

Seoul Beauty Mask Soothing Care to maska w płacie o delikatnym, kwiatowym zapachu wykonana z miękkiego płatu bawełny, który idealnie przylega do skóry. Zawiera w sobie dodatkowy, ziołowy kompleks roślinny (nagietek lekarski, hydrolat i wyciąg z lawendy, rumianek), który koi podrażnioną skórę, regeneruje i działa przeciwzapalnie. Maska polecana wówczas, kiedy cera jest zaczerwieniona, sucha i szorstka.



Seoul Beauty Mask Vital Care to maska w płacie o delikatnym, kwiatowym zapachu wykonana z miękkiego płatu bawełny, który idealnie przylega do skóry. Zawiera w sobie kwiatowy wyciąg z wiesiołka dwuletniego, który łagodzi podrażnienia i stany zapalne skóry, opóźnia procesy starzenia, wygładza drobne zmarszczki. Maska polecana wówczas, kiedy cera potrzebuje odżywienia i regeneracji. 




Seoul Beauty Mask Moisturizing Care to maska w płacie o delikatnym, kwiatowym zapachu wykonana z miękkiego płatu bawełny, który idealnie przylega do skóry. Zawiera w sobie kwiatowy wyciąg z lotosu i róży damasceńskiej. Maska poprawia elastyczność oraz koloryt cery, zapewnia skórze natychmiastowe, długotrwałe nawodnienie, zapobiega powstawaniu trądziku oraz wyprysków. 


Seoul Beauty Mask Brightening Care to maska w płacie o delikatnym, kwiatowym zapachu wykonana z miękkiego płatu bawełny, który idealnie przylega do skóry. Zawiera w sobie kwiatowy wyciąg z wiśni Yoshino (Prunus Yedoensis), wykazujący działanie łagodzące, przeciwzapalne, antyalergiczne i lekko rozjaśniajace. Maska polecana wówczas, kiedy cera jest ziemista, sucha i matowa. 


Wszystkie cztery maseczki spisały się u mnie bardzo dobrze. Nie zauważyłam między nimi wielkich różnic jeśli chodzi o działanie, wszystkie cztery dogłębnie nawilżają i odżywiają skórę. Nie zostawiają lepkiej warstwy, tylko wchłaniają się błyskawicznie. Dzięki temu maskę można aplikować nawet rano, przed makijażem. Esencji jest sporo, wystarcza jej na szyję i dekolt. Efekt po użyciu jest wyraźnie zauważalny, skóra jest miękka w dotyku, wygląda promiennie i zdrowo.
Maseczki najlepiej trzymać na twarzy przez 15 minut, wtedy działają optymalnie. Przy krótszym trzymaniu nie zdążą zadziałać, a przy dłuższym mogą za bardzo wyschnąć.
seria Seoul Beauty Mask jest fajna nie tylko ze względu na urocze opakowania. Maseczki są dobrej jakości i wspaniale działają na skórę. Dodatkowym plusem jest ich cena. Myślę, że warto je wypróbować :)

Znacie maski z tej serii? Może polecacie inne maski w płacie? :)

Zobacz też:

środa, 4 kwietnia 2018

Denko: marzec 2018

Denko: marzec 2018
Witajcie :)
 
Pamiętacie mini denko z lutego? W tym miesiącu zdecydowanie nadrobiłam straty, głównie dzięki temu, że w lutym zostało mi mnóstwo rzeczy "na jedno użycie". Na fali wiosennych porządków postanowiłam się pozbyć wszystkich resztek kosmetyków i w efekcie mam całkiem spore denko. Było kilka słabych produktów ale też kilka perełek, zwłaszcza wśród maseczek.

 

1.  Kosmetyki do ciała
Wśród kosmetyków do ciała na uwagę zasługują dwa żele pod prysznic. Pierwszy to nowa wersja żelu Isana, czyli słodka lama wzorowana na żelu Balea. Drugi to niemiecki żel pod prysznic o zapachu jagodowym, z uroczym jednorożcem na opakowaniu. Oba żele miały świetne zapachy, chętnie bym do nich wróciła.
Strzałem w dziesiątkę okazał się też mus do ciała o zapachu mango, marki Biolove. Mus trafił do mnie zupełnie przypadkiem i jakoś tak wyszło że bardzo go polubiłam. Miał świetny zapach i doskonale nawilżał. W zastępstwie kupiłam sobie mus do ciała o zapachu borówkowym, jednak borówka nie jest już tak dobra.
Peeling Body Boom oceniam na plus, na pewno do niego wrócę ale w lecie. Peeling o zapachu miętowym ma właściwości chłodzące, dzięki czemu świetnie orzeźwia. Nie mogę się doczekać aż użyję go w jakiś upalny dzień ;)
Oprócz wyżej wymienionych kosmetyków zużyłam też: mydło do rąk Linda, żel do higieny intymnej Intimea, mydełko w stylu vintage oraz mini żel pod prysznic Bruno Banani.


2. Kosmetyki w saszetkach i próbki
Prawdę mówiąc jest tego tyle, że nie chce mi się tego liczyć :D W końcu zużyłam kilka kąpielowych umilaczy, czyli dwie sole (Balea i Dresdner Esenz) i dwie kule do kąpieli (Organique). Po kulach nic nie zostało, ale opakowania po solach widzicie na zdjęciu. Poza tym udało mi się zużyć kilka próbek, szczególnie polubiłam dyniową maseczkę Organique, musze się zastanowić nad zakupem pełnego opakowania.


3. Produkty do twarzy
W tej kategorii udało mi się zużyć płyn micelarny Garnier (ale on był wydajny!), krem do twarzy Vianek oraz serum Bielenda, do tego kilka maseczek. Na uwagę zasługują maseczki ze Skin79, cała seria była po prostu świetna, więc opiszę ją w osobnym poście.

4. Produkty do włosów
Tutaj skromne dwie rzeczy: szampon Batiste i szampon Alterra. Alterra była całkiem dobra, chociaż nie był to ich najlepszy szampon. Natomiast Batiste okazał się jak zwykle niezastąpiony, to zdecydowanie najlepszy suchy szampon jaki miałam.


Podsumowując, w marcu udało mi się wykończyć dużo kosmetyków, co bardzo mnie cieszy. Przybyło mi kilka nowości, ale w ogólnym bilansie i tak mam mniejsze zapasy kosmetyków, całe szczęście bo już się nie mieszczę w szafie :D
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Copyright © 2016 Jednafiga Blog , Blogger