sobota, 30 grudnia 2017

Podsumowanie 2017 roku

Podsumowanie 2017 roku
Witajcie :)

Dzisiejszy, ostatni post w tym roku, będzie postem podsumowującym. W ciągu roku wiele się u mnie pozmieniało, uznałam więc że warto o tym napisać. Za rok będę mogła to porównać z kolejnym podsumowaniem, ciekawi mnie co z tego wyniknie.

1. Założyłam bloga!

Z pomysłem założenia bloga nosiłam się już od dawna, ale ciągle nie byłam pewna czy dam radę. Teraz widzę, że blogowanie jest łatwiejsze niż myślałam, do tego sprawia mi ogromną przyjemność. Blog ma dopiero kilka miesięcy, ale już widzę że zdobył powiększające się grono czytelników, z czego jestem bardzo zadowolona - dziękuję!
W 2018 roku mam w planach dalszy rozwój. Na pewno pojawią się nowe recenzje kosmetyków, kolejne rozdania, chcę też wprowadzić nieco większą różnorodność. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to na blogu pojawi się więcej recenzji świeczek, akcesoriów, pojawią się makijaże oraz zupełna nowość, zobaczycie jaka :)
Równolegle z blogiem założyłam też nowe konto na IG, na tą chwilę mam ok. 600 obserwatorów - nie przypuszczałam, że kiedykolwiek dojdę do takiej liczby. Kosztowało mnie to trochę wysiłku ale oczywiście się nie poddaję i mam zamiar nadal rozwijać konto :)

 
2. Kartki urodzinowe!

Na Dresscloud powstała na początku roku akcja wymiany urodzinowymi kartkami. Wymiana to może za dużo powiedziane - każdy wysyła kartkę komu chce, bezinteresownie. Jest to jedna z moich ulubionych akcji, z której na pewno nie zrezygnuję choćby nie wiem co. Sama przez cały rozesłałam ok. 30 mniejszych lub większych paczuszek, a na swoje urodziny zostałam wręcz zasypana przesyłkami, część z nich możecie zobaczyć niżej. Jeśli chcecie dołączyć to podaję link: KLIK - nie ma żadnych wymogów, wystarczy podać swoją datę urodzin, a potem poprosić wybrane osoby o adres do wysyłki.








3. Nowości kosmetyczne!

Oczywiście rok 2017 obfitował w różne nowości. Odkryłam kilka ciekawych sklepów i kilka świetnych produktów, o czym napiszę jeszcze post w styczniu. Jeśli jesteście ciekawi moich hitów roku 2017 to zapraszam do śledzenia bloga, niedługo pojawi się podsumowanie :)


 


4. Konkursy!

Jakimś cudem udało mi się wygrać kilka ciekawych konkursów i rozdań. Jak do tej pory nigdy mi się to nie udawało, za to w ostatnim półroczu zostałam obdarowana kilkoma paczkami z Dresscloud, paczką od marsylskie.pl i paczką z rozdania u www.perfectfoundation.pl/. Do tego załapałam się na dwie kampanie ambasadorskie LPM (KLIK, KLIK ). Jak już wspomniałam, nigdy do tej pory nie udało mi się niczego wygrać (no może 5 zł w zdrapce :D ), więc bardzo cieszę się z każdej nagrody.






5. A w życiu prywatnym...

...trochę się u mnie pozmieniało, na szczęście na plus. Skończyłam studia i zaczęłam II stopień, zaocznie. System studiowania okazał się strzałem w dziesiątkę, wcześniej ciągle chodziłam przemęczona (praca + studia dzienne), za to teraz mam w końcu czas na siebie i swoje pasje. Zmieniłam pracę, na znacznie ciekawszą i spokojniejszą (i lepiej płatną). W końcu nauczyłam się pływać, co uważam za wielkie osiągnięcie, bo do tej pory panicznie bałam się wody.

Podsumowując, uważam że rok 2017 był całkiem udany. W końcu udało mi się trochę zwolnić, odpocząć i skupić się na swoich pasjach i rozwoju. Mam nadzieje, że rok 2018 będzie jeszcze lepszy, blog będzie się stopniowo rozwijać, a Wy zostaniecie ze mną na dłużej :)

Jaki był Wasz rok? Uważacie, że był udany? Co było Waszym największym osiągnięciem? Czekam na Wasze komentarze :)

Ponieważ jest to już mój ostatni post w tym roku, chciałabym Wam życzyć świetnej zabawy sylwestrowej i udanego roku 2018. Wszystkiego dobrego!


poniedziałek, 25 grudnia 2017

make me bio puder myjący - hit?

make me bio puder myjący - hit?
Witajcie w ten świąteczny poranek :) 
Jak Wam minęła Wigilia? U mnie było miło i spokojnie, Mikołaj zadbał o porcję nowości kosmetycznych, a z przejedzenia zaraz chyba pęknę :D

Dzisiaj przychodzę do Was z pierwszą recenzją kosmetyku ze sklepu marsylskie.pl. W grudniu doszła do mnie paczka z ich naturalnymi kosmetykami, jednym z nich był właśnie puder myjący Make Me Bio. Puder wzbudził wielkie zainteresowanie, zarówno moje jak i Wasze. Do tej pory nie miałam do czynienia z takim kosmetykiem, dlatego z wielką chęcią go przetestowałam. Jeśli jesteście ciekawi to zapraszam do lektury.

Pierwszą rzeczą która rzuca się w oczy jest opakowanie. Kosmetyk zamknięty jest w niewielkim, szklanym słoiczku. Wygląda to bardzo gustownie, ponadto glinka, która jest bazą pudru, nie reaguje ze szkłem, co jest oczywiście poważną zaletą (a już widziałam glinkę w metalowym pudełeczku...). Opakowanie jest też dla mnie pewną wadą, nie mogę zostawić go na półce w łazience, bo w razie gdyby mój kot je zrzucił to już bym nie miała czego zbierać. Ale to nic, bo na szczęście znalazłam miejsce w zamykanej szafce, właścicielom kotów polecam chowanie takich rzeczy ;)

Kolejną rzeczą która zwróciła moją uwagę jest skład. Jak widać na zdjęciu, w kosmetyku znajdziemy tylko 4 składniki: białą glinkę, owies, ekstrakt z lawendy i róży. Nie znajdziemy tu natomiast typowych substancji myjących, konserwantów, aromatów i barwników. Kaolin, czyli biała glinka, stanowi bazę produktu. Jest to jedna z najłagodniejszych glinek, dlatego znajdziemy ją w wielu kosmetykach, zarówno do pielęgnacji jak i makijażu. Ma właściwości oczyszczające i łagodzące, polecana jest do cery tłustej, mieszanej i suchej. Jest to więc bardzo uniwersalny składnik. Wydaje mi się, że glinka stanowi znaczącą część całego kosmetyku, reszta składników występuje w o wiele mniejszej ilości.
Zgodnie ze swoją nazwą, produkt ma formę pudru. Jest bardzo sypki i delikatny. Można go używać na dwa sposoby, jako maseczkę i jako kosmetyk myjący. Jeśli chcemy użyć go do mycia to wystarczy, że w dłoni rozrobimy go z wodą. Musimy doprowadzić go do konsystencji pasty, nie może być zbyt rzadki bo spłynie nam po dłoniach i nic nie umyje. Pastę nakładamy obficie na twarz i myjemy nią dokładnie, następnie spłukujemy. Maseczkę robi się w niemal identyczny sposób, musimy rozrobić puder z wodą i nałożyć pastę na twarz, możemy też do niej dodać odrobinę ulubionego olejku. Musimy pamiętać o tym, że glinka nie powinna wysychać, trzeba stale ją nawilżać (np. wodą w sprayu albo hydrolatem).



Jaka jest moja opinia?
Na początku używałam pudru tylko do mycia. Pierwsza próba skończyła się kiepsko, bo dodałam za dużo wody, przez co cały kosmetyk spłynął mi po rękach. Potem było już na szczęście lepiej, gęstsza pasta przyklejała się do twarzy i delikatnie ją oczyszczała. Po myciu skóra jest na pewno odświeżona, jest też cudownie miękka i gładka, jak po peelingu. Nie przetłuszcza się tak szybko jak po użyciu tradycyjnego kosmetyku do mycia. Minusem jest to, że pasta nie zmywa makijażu. Może usunąć resztki pudru, ale oczywiście o zmyciu tuszu do rzęs możemy zapomnieć. Ja używam jej jako drugiego kroku w oczyszczaniu, pierwszym jest olejek myjący z Bielendy.
Jako maseczka kosmetyk spisuje się też całkiem nieźle. Po jego użyciu skóra jest delikatna, mam wrażenie że jest rozjaśniona i odżywiona. Cera wygląda zdrowo i promiennie.
Puder jest wydajny, używam go regularnie i jak do tej pory nie widzę wielkiego ubytku. Na początku bałam się że zużyję go raz dwa, ale teraz widzę, że wystarczy mi na długo.
Cały czas nie wiem co powiedzieć na temat ceny produktu. Na stronie marsylskie.pl kosztuje on 28,50 zł, co z jednej strony jest wysoką a z drugiej niską kwotą. Kosmetyk nie ma wielu składników, na pewno można go zrobić samodzielnie, jednak z drugiej strony jest on bardzo wydajny. Gdybym zrobiła sobie sama taki puder pewnie wyszłoby go za dużo jak na moje potrzeby. Dodatkowo firma stosuje składniki najwyższej jakości, które są odpowiednio droższe. Myślę więc, że cena jest do przeżycia, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że kosmetyk wystarczy na 2-3 miesiące używania.
Podsumowując, z pudru jestem zadowolona. Jest to dla mnie zupełna nowość, ale wiem już że dzięki niemu na pewno zaprzyjaźnię się bliżej z białą glinką, która ma wspaniałe właściwości. Nie wykluczam że kupię drugie opakowanie :)

Co sądzicie o tym kosmetyku? Jesteście go ciekawe? Chętnie poznam Waszą opinię :)




W domach ciepło, świątecznie, choinka wiruje światłami, stosy prezentów piętrzą się wokół, świat wypełniony jest życzeniami. Wesołych świąt Bożego Narodzenia!


środa, 20 grudnia 2017

paczka owocowych pyszności od Le Petit Marseiliais

paczka owocowych pyszności od Le Petit Marseiliais
Witajcie :)
 
Jak tam przygotowania do świąt? Ja na szczęście nie miałam zbyt wielu obowiązków, tylko (albo aż) ogarnąć prezenty, spakować się i jechać do domu. Bardzo się z tego cieszę, bo ostatnio widziałam się z całą rodziną na zeszłoroczne święta, takie uroki mieszkania na drugim końcu kraju :)
 
Dzisiaj chciałabym Wam pokazać zawartość najnowszego pudełka ambasadorki LPM. Poprzednio brałam udział w akcji z truskawkowym LPM, teraz dostałam dwa nowe dezodoranty i żele pod prysznic, o zapachu brzoskwini i kwiatu pomarańczy. Ta paczka również była dla mnie zaskoczeniem, nie wiedziałam że dostałam się do kampanii, po raz drugi uświadomił mnie kurier. Ale nie narzekam, bardzo lubię takie niespodzianki :)
 

Jak widać pudełko wygląda zupełnie tak samo jak w poprzedniej edycji, różni się tylko kolorem i oczywiście zawartością. W środku znalazłam przewodnik i list dla ambasadorki, niby są to zwykłe ulotki ale wyglądają bardzo ładnie i elegancko. Jak przeglądam tą książeczkę to od razu czuję słońce, w środku są piękne zdjęcia.


Jak już wspomniałam na początku, w paczce znalazłam dwa zestawy kosmetyków. Każdy zestaw zawiera dezodorant i żel pod prysznic, różnią się zapachem. Jeden zestaw podarowałam przyjaciółce, była z niego bardzo zadowolona. Obie stwierdziłyśmy, że LPM pachnie obłędnie.




Zestaw który został ze mną to ten o zapachu kwiatu pomarańczy. Jeśli liczycie na to, że pachnie on tak jak owoc to możecie być zaskoczeni, kwiat to zupełnie inny aromat. Miałam już kiedyś żel por prysznic o zapachu kwiatu pomarańczy i byłam w nim zakochana, jednak LPM chyba wskoczy na jego miejsce. Zapach jest intensywny, bardzo świeży i orzeźwiający. Żel będzie idealny na siłownię, przyda mi się takie orzeźwienie po treningu. Jestem z niego bardzo zadowolona, pachnie cudownie.
Równie cudownie pachnie dezodorant, oba kosmetyki w połączeniu dają wielogodzinny aromat. Dezodorant spisuje się tak jak należy, odświeża i chroni przed niemiłym zapachem. Czuć go nawet przez kilka godzin, jak dla mnie super.


Zestaw który wybrała moja przyjaciółka jest o zapachu brzoskwini i nektarynki. Zapach jest słodki, ale nie mdły, raczej bardzo świeży. Mi kojarzył się z jakimś kisielem owocowym, zapach dzieciństwa :D Oba kosmetyki spisują się równie dobrze jak wersja z kwiatem pomarańczy, myślę, że przyjaciółka będzie z nich zadowolona.


Podsumowując, uważam że paczka jest na prawdę udana. Jedyne czego mi w niej brakuje to próbek, poprzednio dostałam ich całą górę i prawie wszystkie rozdałam, rozeszły się jak świeże bułeczki. Ale za to zamiast nich dostałam drugi zestaw dla koleżanki, więc nie jest źle, bo paczka uszczęśliwiła aż dwie osoby. Wielki plus dla firmy za to, że przeprowadziła akcję w tak fajny sposób :)  Kosmetyki LPM kupicie w wielu drogeriach i marketach, możecie ich szukać chociażby w Rossmannie albo Super Pharm. Nie są drogie, za to każdy amator orzeźwiających zapachów na pewno je pokocha :)

Znacie kosmetyki LPM? Lubicie je? Powiedzcie proszę co o nich sądzicie, czekam na Wasze opinie :)

sobota, 16 grudnia 2017

Naturalne cuda od marsylskie.pl

Naturalne cuda od marsylskie.pl
Witajcie :)

Jak Wam mija weekend? Mój niestety na uczelni, ale świąteczny urlop już niedługo, więc sobie odpocznę. Też już wyczekujecie świąt?
Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o pewnym wyjątkowym sklepie, który odkryłam całkiem przypadkiem. Myślę, że przypadnie on do gustu każdemu, kto lubi kosmetyki naturalne, mydła i Francję. Zapraszam do lektury :)

Stronę marsylskie.pl poznałam przypadkowo, trafiłam na nią na instagramie. Miałam szczęście wygrać organizowany u nich konkurs, dzięki czemu dostałam cudowną paczkę, której zawartość opiszę później. Sklep zajmuje się sprzedażą kosmetyków naturalnych, głównie oryginalnych mydeł marsylskich. W ofercie sklepu znajdziemy same sprawdzone produkty takich firm jak m.in. Sylveco, Cztery Szpaki, Make Me Bio, Orientana, Resibo, Kringle Candle. Znajdziemy  w nim też całą górę kosmetyków francuskich, średnio się na nich znam ale chyba muszę to zmienić, bo wyglądają bardzo interesująco. Każdy kosmetyk posiada wyczerpujący opis, co bardzo mi się spodobało - nawet jak nie znam jakiejś marki czy produktu mogę się dowiedzieć wszystkiego, co chcę. Strona jest jasna i przejrzysta, używa się jej z łatwością zarówno na komputerze jak i na telefonie.


Wracając do mojej paczki, powiem krótko - paczka marzenie! Rozdanie wygrałam w Mikołajki, a przesyłka była u mnie już dwa dni później, ekspresowo. Wszystko było ładnie zapakowane w papier w kolorze lawendy, pachniało również lawendą - za sprawą mydełka :D Uwielbiam ładnie zapakowane paczki a tutaj widać było że ktoś się przyłożył. Oczywiście wszystkie kosmetyki były również odpowiednio zabezpieczone przed uszkodzeniem.



W paczce znalazłam:

1. Mydło marsylskie o zapachu lawendy, Le Chatelard 1802

Jest to mydło marsylskie, na roślinnej bazie, odpowiednie dla wegan. Nie zawiera SLS, parabenów, EDTA i PEG. W mydle znajdziemy m.in. oliwę z oliwek, olej kokosowy i olej ze słodkich migdałów. Skład wygląda bardzo przyjaźnie, myślę że mydło będzie odpowiednie dla delikatnej skóry.  To właśnie ten produkt zapewnił piękny zapach całej paczce - pachnie lawendą tak mocno, że czuć to w całej łazience. Jeśli ktoś lubi lawendę to na pewno będzie zadowolony, takie mydło to fajny dodatek do prezentu - pięknie pachnie i jest niedrogie. Według producenta jest to produkt hipoalergiczny, co może zainteresować alergików - niestety uczulenia często są wywoływane substancjami zapachowymi, tutaj mamy coś co pięknie pachnie i nie szkodzi. Ja póki co przetestowałam je tylko raz, więc ciężko mi powiedzieć coś więcej na temat jego działania, ale po dłuższym używaniu zamierzam napisać recenzję. Póki co jestem z niego zadowolona, szczególnie z zapachu.

Link: KLIK



2. Mydło marsylskie na bazie oleju palmowego, Le Serail.

Kolejne mydło marsylskie, trochę większe niż lawendowe. Jak je zobaczyłam to osłupiałam - co ja zrobię z taką wielką kostką  (masa 300 g przed suszeniem)? Na szczęście taki rozmiar to nie problem, mydło można przecież pociąć na kawałki, więc pewnie rozdam je rodzinie.
Mydło ma naturalny zapach, nie ma dodatku substancji zapachowych. Olej palmowy ma właściwości odżywcze i nawilżające, dlatego kosmetyk będzie dobry do pielęgnacji cery suchej, ale oczywiście możemy go używać do każdego typu skóry. Mydło jest również hipoalergiczne, całkowicie naturalne, wegańskie, nie testowane na zwierzętach.

Link: KLIK




3. Delikatny puder myjący, Make Me Bio

Jest to kosmetyk który zwrócił moją uwagę w pierwszej kolejności. Pierwszy raz mam do czynienia z pudrem myjącym, dlatego od razu poszedł w ruch. Puder jest zamknięty w niewielki, eleganckim, szklanym słoiczku. Można go używać na dwa sposoby, jako kosmetyku myjącego bądź jako maseczki. W składzie znajdziemy jedynie 4 rzeczy: białą glinkę, owies, olejek lawendowy i olejek różany. Biała glinka odżywia skórę, a także działa odświeżająco i oczyszczająco, polecana jest do cery szarej i zmęczonej.
 Pierwsze wrażenie po użyciu  było takie sobie, dodałam za dużo wody, przez co powstała rzadka zawiesina, która raczej średnio oczyściła skórę. Trzeba więc robić gęstą papkę, myślę że to ułatwi użytkowanie. Recenzja tego kosmetyku również zagości niedługo na moim blogu.

Link: KLIK



4. Lekki krem nagietkowy, Sylveco

Kolejna rzecz która bardzo mnie ucieszyła to krem do twarzy od Sylveco. Akurat wykończyłam swój krem z Vianka, więc chętnie przetestuję coś nowego. Markę Sylveco znam od dawna i z wielką przyjemnością testuję ich produkty. Póki co z większości rzeczy byłam bardzo zadowolona, mam nadzieję że i ten krem mnie nie zawiedzie.
W składzie kremu znajdziemy takie substancje jak olej z pestek winogron, olej sojowy, olej jojoba, olej arganowy, ekstrakt z aloesu, mydlnicy lekarskiej i nagietka czy kwas betulinowy. Najciekawszą dla mnie rzeczą jest właśnie ten kwas. Betulina znajduje się w korze brzozy, ma właściwości antyoksydacyjne, przyczynia się do regulacji syntezy kolagenu. Mydlnica ułatwia wnikanie składników aktywnych, a aloes nawilża.
Krem ma wygodną pompkę, która sprawia że jego używanie jest znacznie bardziej higieniczne - nie musimy wkładać palców do opakowania. Mam co do niego duże oczekiwania, ciekawe czy je spełni.

Link: KLIK


5.  Mały bonus, czyli wielkie opakowanie białej glinki

W paczce znalazłam jeszcze taki pakunek,  w środku jest duża ilość białej glinki. Bardzo miło, na pewno do czegoś to zużyję :)
Biała glinka ma wiele drogocennych właściwości. Wspomaga gojenie wyprysków oraz proces zabliźniania. Zwęża pory, rewitalizuje, odświeża i oczyszcza skórę. Może być wykorzystywana do robienia maseczek, kąpieli czy nawet mycia włosów.

Przepis na maseczkę:  glinkę wymieszać w szklanym bądź ceramicznym naczyniu z wodą lub hydrolatem, następnie nałożyć na skórę na 5-10 min. Nie można dopuścić do tego, by glinka zastygła (ja spryskuję ją hydrolatem lub wodą w sprayu z Balea). Po upływie czasu zmyć maseczkę letnią wodą. Musimy pamiętać o tym, że glinki nie można mieszać metalowymi rzeczami - zamiast łyżki lepiej użyć drewnianego patyka albo silikonowego pędzelka.

Przepis na mycie włosów: glinkę rozmieszać z wodą do konsystencji pasty. Nanieść na włosy i skórę głowy, rozmasować, po 10 minutach zmyć. Przepis pochodzi ze strony marsylskie.pl, nie zdążyłam go jeszcze wypróbować, ale na pewno to zrobię, brzmi bardzo ciekawie :)

Link: KLIK


Podsumowując, na pewno warto zajrzeć do sklepu marsylskie.pl. Asortyment jest ciekawy, obsługa miła i profesjonalna, czego chcieć więcej :) Sklep z pewnością zaciekawi każdego miłośnika naturalnych kosmetyków. Sama mam zamiar jeszcze go odwiedzić, muszę tylko uszczuplić nieco swoje zapasy kosmetyczne :)

Jak Wam się podoba paczka? Chcielibyście przetestować któryś z tych kosmetyków? :) 



czwartek, 14 grudnia 2017

Hydrolat oczarowy Fitcomfort

Hydrolat oczarowy Fitcomfort
Witajcie :)
 
Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć kilka słów na temat produktów Fitcomfort. Firma jest niestety mało znana, ciężko ją gdzieś dostać, a szkoda, bo produkty mają bardzo ciekawe. Można u nich znaleźć bardzo szeroki wybór naturalnych olejów roślinnych (m.in. z pestek malin, awokado,  pestek winogron, opuncji figowej, moringa, jojoba, czarnuszki, inca inchi, ryżu), naturalnych hydrolatów (np. z róży, oczaru, bławatka), maseł do ciała, kremów, balsamów, jednym słowem - wszystkich kosmetyków do pielęgnacji.  Ja miałam okazję przetestować hydrolat z oczaru, olejek migdałowy i dwa mini balsamy.
 


Pierwszym produktem który przetestowałam był hydrolat oczarowy. Kupiłam go z myślą o moich plecach - niestety mam tam straszny trądzik i trudno gojące się rany. Podejrzewam że jest to w dużej mierze wina chlorowanej wody basenowej, ale że z basenu nie zamierzam rezygnować to musiałam wymyślić sposób na te dolegliwości. Plecy są problematycznym miejscem, ponieważ ciężko tam dosięgnąć dłonią, utrudnia to nakładanie wszelkich masek i kremów. Na szczęście hydrolat wyposażony jest w atomizer, co bardzo ułatwia aplikację.
Oczar wirgilijski posiada silne właściwości gojące i przeciwzapalne. Stymuluje regenerację i powstawanie nowych komórek, dzięki czemu wspomaga gojenie  i działa przeciwzmarszczkowo.  Aplikowany przed kontaktem ze słońcem zmniejsza podrażnienia wywołane ekspozycją na promieniowanie UVB (oczywiście nie możemy przez to zrezygnować z kremu z filtrem!). Oczar wzmacnia naczynia krwionośne i poprawia ukrwienie. Polecany jest dla cery naczynkowej, podrażnionej, trądzikowej i dojrzałej.
Osobiście stosuję hydrolat od dwóch tygodni, prawie codziennie (oczywiście czasem zdarza mi się zapomnieć). Na początku patrzyłam na to z powątpiewaniem. Hydrolat wygląda jak zwykła woda, ma bardzo delikatny, praktycznie niewyczuwalny zapach, po prostu nie mogłam uwierzyć że coś takiego mi pomoże. Ale jednak coś tam zdziałało ;) Na ten moment stan moich pleców bardzo się poprawił. Nie pojawiają się nowe wypryski, stare zaczęły się goić (niektóre nie mogły się zagoić nawet przez kilka tygodni...). Skóra jest gładsza i mniej zanieczyszczona. Jedyną rzeczą którą zmieniłam w pielęgnacji jest właśnie ten hydrolat, więc stawiam na to że to jego zasługa. Jestem nim bardzo miło zaskoczona i z pewnością wypróbuję też inne hydrolaty.



Kolejnym kosmetykiem który przetestowałam jest tłoczony na zimno olej ze słodkich migdałów. Dostałam go gratis do hydrolatu, ale jego cena regularna jest nieduża (u mnie kosztuje 12 zł). Olej ten jest bardzo delikatny, można stosować go do pielęgnacji skóry niemowląt. Ma właściwości wygładzające, jest lekki więc szybko wchłania się w skórę. Można go używać do masaży, świetnie się do tego nadaje.
Ja używam go do pielęgnacji skóry twarzy i ciała. Nie zapycha ani nie uczula, co jest wielkim plusem. Niestety nie zauważyłam jakiegoś wielkiego wygładzenia.

 
Na końcu wypróbowałam też dwa małe opakowania balsamu do ciała na bazie masła shea: o zapachu piżma i o zapachu zielonej herbaty. Były to próbki, więc nie testowałam ich zbyt długo, ale mogę powiedzieć że pachną bardzo ładnie. Balsamy maja naturalny skład, co też jest dużym plusem. Po rozgrzaniu w dłoniach robią się bardzo miękkie, łatwo je nałożyć na skórę. Chętnie bym wypróbowała pełne opakowanie :)
 



Podsumowując, kosmetyki są godne uwagi i na pewno przypadną do gustu każdemu, kto lubi naturalną pielęgnację. Jedynym minusem jest dostępność, przed napisaniem tego postu zrobiłam małe poszukiwania i niestety jest z nią kiepsko. Nie znalazłam żadnego sklepu internetowego z pełną ofertą tej firmy, kosmetyków nie znajdziemy też w żadnej drogerii. Najlepiej szukać ich w zielarniach i sklepach ekologicznych. Może w przyszłości firma otworzy się trochę na rynek i stworzy jakiś  sklep internetowy, póki co jednak trzeba szukać w sklepikach stacjonarnych.
Co sądzicie o tych kosmetykach, chciałybyście je wypróbować?  :)

WYNIKI ROZDANIA:

Nagroda wędruje do Ania Ce, gratuluję! Dziękuję wszystkim uczestnikom i zapraszam do śledzenia bloga, na pewno pojawią się kolejne rozdania :)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Copyright © 2016 Jednafiga Blog , Blogger