środa, 7 listopada 2018

EKOCUDA Poznań 2018 - relacja z targów kosmetycznych

EKOCUDA Poznań 2018 - relacja z targów kosmetycznych

Cześć!
Niedawno miałam okazję po raz pierwszy uczestniczyć w jednym z największych targów kosmetyków naturalnych, czyli w Ekocudach. W tym roku Ekocuda po raz pierwszy zawitały do Poznania, więc nie mogłam przepuścić takiej okazji. Po raz pierwszy byłam na tak dużych targach kosmetyków i byłam pod dużym wrażeniem ogromu stoisk i kosmetycznych cudów (a i tak poznańska edycja nie była największa!).
W ramach targów można było zobaczyć stoiska 43 wystawców, wziąć udział w wykładach i warsztatach makijażowych z marką Pixie i Anabelle Minerals. Ja skusiłam się na warsztaty z marką Pixie i był to dobry wybór.

Na warsztatach udało mi się po raz pierwszy wykonać makijaż kosmetykami mineralnymi. Pani prowadząca zajęcia na początku dobrała mi odpowiedni odcień podkładu. Dowiedziałam się, że moja cera ma kolor neutralny w kierunku różowego i właśnie takie odcienie powinnam dla siebie wybierać. Po dobraniu odcienia podkładu i korektora prowadząca pokazała w jaki sposób nakładać poszczególne kosmetyki i w jaki sposób za pomocą różnych pędzli uzyskać odpowiedni poziom krycia. Warsztaty trwały około 2 godziny i były bardzo przyjemne. Przekonałam się trochę do kosmetyków mineralnych i po zużyciu zapasów kosmetycznych kupię na próbę podkład mineralny.

Targi kosmetyków naturalnych to dobra okazja do poznania nowych marek i ich twórców. Można też zobaczyć nowości kosmetyczne poszczególnych firm i poznać aktualne trendy w branży. Dodatkowo można też poznać znanych blogerów kosmetycznych :)

Myślę że organizacja targów była bardzo dobra, nie mam nic negatywnego do powiedzenia na ten temat, no może poza tym że na targach były wielkie tłumy i czasem aż trudno było się gdzieś dopchać. Ale to chyba znaczy, że wielu osobom się podobało? :)

Jeśli będziecie mieli okazję to polecam wziąć udział w Ekocudach, targi odbywają się w wielu miastach więc nie musicie jechać koniecznie do Poznania. Ja z pewnością udam się na kolejną edycję, już nie mogę się jej doczekać.

Co przyniosłam z Ekocudów?

Moim pierwszym zakupem był hydrolat malinowy Senkara. Polowałam jeszcze na mydło do mycia pędzli, niestety rozeszło się ono na Ekocudach w Warszawie, będę je musiała dokupić na ich stronie internetowej. Hydrolat zamknięty jest w szklanej buteleczce z wygodnym atomizerem. W jego składzie znajdziemy produkt destylacji owocu i liści maliny właściwej, jest to więc bardzo naturalny kosmetyk jednoskładnikowy. Hydrolat ma cudowny, słodki i naturalny zapach malin. Charakteryzuje się lekko obniżonym pH. Hydrolatu używam w zastępstwie toniku, po każdym myciu twarzy. Można też używać go jako mgiełki do włosów, albo spryskać nim twarz w ciągu dnia, nawet jeśli mamy makijaż – odświeży to skórę. Hydrolat malinowy nadaje się dla osób z każdym typem cery, będzie dobry w szczególności dla skóry dojrzałej, szarej i zmęczonej.


Drugim zakupem była esencja z mleczkiem pszczelim Polny Warkocz. Od dłuższego czasu chciałam wypróbować coś z tej firmy, ale niestety nie mogłam jej dostać stacjonarnie.
Esencja zawiera mleczko pszczele, hydrolat z róży damasceńskiej, glicerynę roślinną, propanediol (glikol roślinny) i alkohol benzylowy (delikatny konserwant). Esencja przeznaczona jest do codziennej pielęgnacji skóry suchej i dojrzałej. Można jej też używać do rozrabiania suchych maseczek. Fajnie komponuje się z maseczką z miodem i kurkumą z Miodowej Mydlarni.


Nie miałam w planach zakupu żadnej maseczki, ale stwierdziłam że skoro od dawna chciałam mieć jakąś z kurkumą a na Ekocudach znalazłam ciekawą, to czemu by nie :) Miodowa Mydlarnia produkuje kosmetyki naturalne z woskiem, miodem i pyłkiem pszczelim. Ja postanowiłam wypróbować ich maseczkę z miodem i kurkumą. Oprócz tych dwóch składników, maseczka zawiera również mleko, pyłek pszczeli, mączkę owsianą i cynamon. Mączka owsiana poprawia nawilżenie skóry, kurkuma działa antyoksydacyjnie, miód i pyłek pszczeli nawilżają i odżywiają skórę, a cynamon działa antyseptycznie. Maseczka polecana jest do każdego typu cery, zwłaszcza cery normalnej i problematycznej. Opakowanie jest niewielkie, ale maseczka jest wydajna, po trzech użyciach nawet nie widać żeby jej ubyło :)


Niedaleko Miodowej Mydlarni znalazłam też stanowisko Ministerstwa Dobrego Mydła. Miałam już kiedyś do czynienia z tą firmą i zakochałam się w ich produktach. Tym razem jednak wzięłam tylko dwie półkule pielęgnacyjne do kąpieli, o zapachu cynamonu oraz mleka i miodu. Półkule nie barwią wody, ale za to świetnie nawilżają i natłuszczają skórę.


Oprócz Ministerstwa Dobrego Mydła zrobiłam spore zapasy kąpielowych umilaczy na stoisku Full Mellow. Było to jedno z najbardziej obleganych stoisk na targach i wcale mnie to nie dziwi! Produkty Full Mellow są bardzo ładne, kolorowe i pachnące, z daleka rzucają się w oczy. Ja skusiłam się na pielęgnującą półkulę do kąpieli o zapachu kawy i orzechów, pachnie jak cappucino :) Do zakupów dostałam też dwie kolorowe bomby do kąpieli o zapachu melona i jednorożców. Jedna jest dla koleżanki, a drugiej żal mi zużyć bo jest tak ładna. Na stronie Full Mellow możecie zobaczyć jak wyglądają te kule w akcji, woda robi się dzięki nim bardzo kolorowa, więc jeśli lubicie kąpielowe umilacze to na pewno warto tam zajrzeć. Oprócz bomb kąpielowych, Full Mellow ma również mydła i kosmetyki pielęgnujące. Czekam aż ponownie otworzą sklep stacjonarny i lecę do nich w odwiedziny :D


W związku z targami otrzymałam też zestaw kosmetyków Be The Sky Girl, w skład którego wchodził peeling o zapachu pina colady oraz serum do olejowania włosów. Oba kosmetyki opiszę dokładniej w innym poście, więc póki co powiem tylko że wszystkie kosmetyki Be The Sky Girl tworzone są z naturalnych składników. Serum jest na bazie oleju kokosowego i masła shea, ma wygodne opakowanie w formie sprayu oraz piękny zapach pomarańczy. Peeling do ciała jest na bazie cukru i naturalnych olejów, świetnie wygładza, masuje i nawilża skórę. Po jego użyciu nie musimy już używać balsamu do ciała. Opakowanie jest bardzo duże, ma aż 220 g, nie wiem kiedy je zużyję :D Zarówno serum jak i peeling dobrze się u mnie spisują. Dzięki serum moje włosy są pięknie lśniące, a peeling stał się jednym z moich ulubieńców ostatnich czasów. Chętnie przetestuję inne kosmetyki Be The Sky Girl :)




Oprócz kosmetyków do pielęgnacji ciała, kupiłam też coś do włosów. Na Ekocudach odkryłam wspaniałe stoisko idealne dla włosomaniaczki, czyli stoisko sklepu napieknewlosy.pl. Wcześniej nie znałam ani tego sklepu, ani związanego z nim bloga, za to od czasu Ekocudów ciągle tam zaglądam. Na blogu znalazłam wiele ciekawostek na temat pielęgnacji włosów. Na stanowisku kupiłam maskę Fitness Model. Zupełnie nie znałam jej wcześniej, ale zaufałam dziewczynom ze stanowiska i postanowiłam ją wypróbować. Maska miała ujarzmić moje puszące się włosy i faktycznie jej się to udało. Po jej użyciu od razu zauważyłam, że moje włosy nie są obciążone, ale za to są wygładzone i bardzo mocno lśniące. Maska jest genialna :)


Oprócz kosmetyków, na Ekocudach można też znaleźć inne ciekawe produkty. Ja kupiłam dodatkowo dwa woski zapachowe Lawendowej Mydlarni oraz mieszankę ziołową Essences.
Stoisko Essences polecam każdemu. Obsługa klienta jest wzorowa, herbaty możemy testować, a właściciele chętnie o nich opowiadają. Wzięłam na próbę mieszankę Chakra Balance i jest pyszna!
Na stanowisku Lawendowej Mydlarni odkryłam za to jeden z najpiękniejszych wosków do kominka. Lubicie zapach świeżego kwiatu bzu? Jeśli tak, to polecam ręcznie robiony wosk z Lawendowej Mydlarni. Kiedy go odpaliłam to miałam wrażenie, że siedzę w ogrodzie. Gama zapachów jest bardzo szeroka, ponadto firma ma w swojej ofercie świece z drewnianym knotem, więc każdy znajdzie tam coś dla siebie.


Podsumowując, targi uważam za wyjątkowo udane. Był to wspaniale spędzony czas, zobaczyłam wiele ciekawych rzeczy i poznałam kilka osób związanych z branżą. Na pewno wybiorę się tam ponownie!

Byłyście kiedyś na takich targach? Jak Wam się podobało? Dajcie znać w komentarzu :)

















wtorek, 28 sierpnia 2018

Błyszczące maseczki Selfie Project Peel-off Shine Like - hit czy kit? Recenzja GalaxyMask

Błyszczące maseczki Selfie Project Peel-off Shine Like - hit czy kit? Recenzja GalaxyMask
Cześć!

Niedawno pojawiły się w sprzedaży nowe maseczki Selfie Project z serii Shine Like. Maseczki od razu zrobiły furorę i patrząc na opakowanie trudno się temu dziwić. Są one oczywiście inspirowane brokatowymi maseczkami Glam Glow, których cena jest znacznie wyższa (ok. 200 zł/50g). Nie każdy może sobie pozwolić na taki wydatek, więc Selfie Project to ciekawa alternatywa.

 W serii znajdziemy 4 warianty masek: 

1. Shine Like a Star, oczyszczająca maska z bioaktywnym węglem i czarną quinoa (czarna).

Skład: Aqua, Polyvinyl Alcohol, Alcohol, Glycerin, Polysorbate 20, Charcoal Powder, Chenopodium Quinoa Seed Extract, Xanthan Gum, PEG 40 Hydrogenated Castor Oil, Polyglycerin-10, Polyglyceryl-10 Myristate, Polyglyceryl-10 Stearate, Citric Acid, Sodium Dehydroacetate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Polyethylene Terephthalate, Polyurethane 11, Aluminium Powder, Parfum, Linalool.


2. Shine Like a Pearl, rozświetlająca maseczka z wyciągiem z pereł i pomelo (różowa). 

Skład: Aqua, Polyvinyl Alcohol, Alcohol, Glycerin, Polysorbate 20, Hydrolyzed Pearl, Gluconolactone, Calcium Gluconate, Citrus Paradisi (Grapefruit) Fruit Extract, Xanthan Gum, PEG 40 Hydrogenated Castor Oil, Citric Acid, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Polyethylene Terephthalate, Polyurethane 11, Aluminium Powder, Parfum, Linalool, Cl17200, Cl15850.



3. Shine Like a Diamond, nawilżająca maseczka z kwasem hialuronowym i algami (niebieska). 

Skład: Aqua, Polyvinyl Alcohol, Alcohol, Glycerin, Polysorbate 20, Sodium Hyaluronate, Fucus Vesiculosus Extract, Xanthan Gum, PEG 40 Hydrogenated Castor Oil, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Polyethylene Terephthalate, Polyurethane 11, Aluminium Powder, Parfum, Linalool, Cl42090, Cl19140.


4. Shine Like a Princess, wygładzająca maseczka z herbatą i aloesem (zielona).

Skład: Aqua, Polyvinyl Alcohol, Alcohol, Glycerin, Polysorbate 20, Camellia Sinensis Leaf Extract, Bambusa Vulgaris Leaf/Stem Extract, Propylene Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Xanthan Gum, PEG 40 Hydrogenated Castor Oil, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Polyethylene Teraphthalate, Polyurethane 11, Aluminim Powder, Parfum, Linalool, Cl15850, Cl42090, Cl19140, Cl14720.



Jaki jest skład maseczek Selfie Project? 

Na pewno nie naturalny :D W skład maseczek wchodzą:

- Aqua, czyli woda. 
Polyvinyl Alcohol, czyli syntetyczna substancja używana przy produkcji m.in. lakieru do paznokci i klejów kosmetycznych. Odpowiada ona za konsystencję maski. 
Alcohol, czyli alkohol, substancja naturalna. Może podrażniać i wysuszać wrażliwą skórę, pełni funkcję konserwującą. 
- Glycerin, czyli humektant, substancja nawilżająca i konserwująca. 
Polysorbate 20, czyli emulgator i stabilizator. Substancja nie jest wskazana w kosmetykach dla dzieci ze względu na możliwość zanieczyszczenia szkodliwym dioksanem. 
- Różne substancje aktywne, inne w zależności od maseczki. 
PEG 40 Hydrogenated Castor Oil, czyli substancja pomocnicza, niewskazana dla dzieci i kobiet w ciąży. 
Phenoxyethanol, czyli substancja konserwująca. Zakazana w Japonii, słabo przebadana, nie jest wskazana dla kobiet w ciąży i dzieci. 
Ethylhexylglycerin, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate konserwanty. 
- Polyethylene Terephthalate - w sumie to ciężko mi powiedzieć jaka jest funkcja tego składnika, jednak z tego co przeczytałam widzę, że nie jest to składnik wskazany w kosmetykach do stosowania na skórze. 
Polyurethane 11 - odpowiada za konsystencję. 
- Substancje zapachowe i barwniki. 

Nie mam nic przeciwko kosmetykom ze sztucznymi składnikami, ale ten skład mnie nie przekonuje. 


Nie trudno się domyślić, że zainteresowanie wzbudził głównie wygląd masek - kolorowe, błyszczące, brokatowe, w sam raz dla księżniczek. Sama też skusiłam się głównie przez ich wygląd i to był chyba błąd. Faktycznie, maski wyglądają fajnie w opakowaniach, ale na twarzy już nieco gorzej. Błyszczących drobinek prawie nie widać, jest ich niezbyt dużo. Niestety, maseczki nie są też zbyt dobre dla cery. Przy ich stosowaniu nie zauważyłam większych efektów. Maseczki mnie nie podrażniły, ale też nie wpłynęły korzystnie na stan cery. Mimo że wyglądają ciekawie raczej nie sięgnę po nie ponownie.

Znacie te maseczki? Co o nich sądzicie? Dajcie znać w komentarzu! :)


poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Marion Final Control - sposób na idealnie proste włosy

Marion Final Control - sposób na idealnie proste włosy
Cześć!

Niedawno miałam okazję poznać nową serię kosmetyków do stylizacji włosów prostych Final Control od Marion. Do tej pory rzadko sięgałam po tego typu produkty, ale teraz się to zmieni. Moje włosy są niby proste, ale tak nie do końca - ciągle się zawijają, lekko falują, puszą się i są trudne do ułożenia. Zwykle noszę je rozpuszczone, ale przy obecnych upałach jest mi zbyt gorąco, więc muszę je jakoś związywać. Zwykły kucyk już mi się znudził i kombinuję z innymi fryzurami, ale niby jak mam układać tak niesforne włosy? Na szczęście z pomocą przyszedł mi Marion i ich nowa seria do stylizacji. W skład serii wchodzą 3 produkty: płyn, serum i krem do stylizacji.
Według producenta, seria Final Control nie tylko ułatwia stylizację włosów ale i chroni je przed działaniem wysokiej temperatury. Jest więc idealna dla osób, które codziennie używają suszarki albo innych urządzeń do stylizacji.


Krem do stylizacji włosów prostych Marion

Pierwszą rzeczą którą zauważyłam, był piękny zapach kremu, z resztą wszystkie kosmetyki z tej serii pachną bardzo ładnie. Kiedy użyłam ich po raz pierwszy, mój chłopak pytał się mnie czy mam jakieś nowe perfumy :D
Krem ma 150 ml, jest więc całkiem spory. Opakowanie jest szczelne, można bez obaw zabrać je w podróż. Kosmetyk ma konsystencję bardzo lekkiego kremu i biały odcień. Na początku bałam się, że będzie obciążać moje włosy bo właśnie z tym kojarzyły mi się kremy do stylizacji, ale o dziwo nie zauważyłam żeby to robił.
Krem należy wetrzeć w wilgotne włosy i stylizować suszarką. Jak już wspomniałam, produkt nie oblepia włosów, za to sprawia że są one bardziej podatne na stylizację. Nie miałam problemu z rozczesaniem włosów ani z ich ułożeniem. Włosy były bardziej proste niż normalne, w ciągu dnia natomiast nie pogniotły się ani nie pofalowały, były też bardziej błyszczące.


Płyn do stylizacji włosów prostych Marion Final Control

W przeciwieństwie do kremu, płyn przeznaczony jest do włosów zarówno mokrych jak i suchych. Opakowanie zawiera 200 ml produktu, więc myślę że wystarczy na długi czas. W przypadku płynu również nie zauważyłam efektu oblepienia włosów, mimo że produkt działa podobnie jak lakier do włosów.
Płyn stosuję jako utrwalacz, czyli po prostu psikam nim gotową fryzurę. Co ciekawe, płyn sprawdza się tak samo dobrze w przypadku rozpuszczonych włosów jak i w przypadku włosów związanych - utrwala i jedno i drugie tak samo dobrze. Myślę, że może być ciekawą alternatywą dla lakieru do włosów.


Lekkie serum wygładzające do włosów prostych Marion Final Control

Serum jest ostatnim etapem stylizacji fryzury. Nie używam go codziennie, raczej na specjalne okazje. Świetnie współpracuje z innymi produktami z serii, chociaż w przypadku płynu do stylizacji wolę jednak najpierw nałożyć serum, a na końcu płyn. Serum ma pojemność 50 ml, może się wydawać że to mało ale używa się go w niewielkich ilościach. Lekkie serum wygładza włosy, nawilża i dodaje im blasku. Jest niezastąpione przy robieniu warkocza - nakładam odrobinę serum na poszczególne pasma i potem zaplatam. Dzięki temu warkocz nie ma wystających kosmyków, wygląda gładko i jest bardziej trwały.


Podsumowując, seria Final Control do włosów prostych sprawdziła się u mnie doskonale. Wszystkie produkty ułatwiają stylizację i utrwalenie fryzury bez zbędnego obciążenia. Włosy są dzięki nim pełne blasku, wyglądają ładnie i zdrowo. Dodatkowym plusem jest też ochrona włosów przed wysoką temperaturą.
Kosmetyki Marion są łatwo dostępne w wielu drogeriach, zarówno stacjonarnych jak i internetowych. Myślę, że warto je wypróbować i polecam je szczególnie osobom z niesfornymi i wymagającymi włosami. Ja jestem bardzo zadowolona :)

Znacie tą serię kosmetyków? Może znacie inne ciekawe produkty Marion? Dajcie znać w komentarzach!

poniedziałek, 30 lipca 2018

Garnier Fructis, Banana Hair Food - najlepsza maska do włosów suchych?

Garnier Fructis, Banana Hair Food - najlepsza maska do włosów suchych?
Cześć!

Po wakacyjnej przerwie wracam do Was z nowymi postami i recenzjami. Wypoczęłam, naładowałam baterie i nazbierałam całą górę kosmetyków do przetestowania. Postanowiłam też wprowadzić kilka zmian na moim IG, niedługo planuję też zmiany na blogu. Jeśli jesteście ich ciekawi to zapraszam do śledzenia bloga i IG.

Ostatnio po fali upałów moje włosy są w nieco gorszej kondycji. Zaczęły się mocno przesuszać i tracić połysk, w dodatku mam wrażenie że bardziej mi wypadają. Kiedy więc zobaczyłam w Hebe nową, odżywczą maskę Garnier Banana Hair Food od razu postanowiłam ją wypróbować. Maska zaciekawiła mnie głównie swoim składem, sami spójrzcie jak jest świetnie opisany na opakowaniu - brawo Garnier! Chciałabym, żeby każdy kosmetyk miał tak przedstawiony skład, wszystko jest ładnie rozpisane. Substancje zapachowe i konserwanty są pod koniec składu (czyli jest ich najmniej), na początku natomiast mamy emolienty i substancję nawilżającą (glicerynę).



Maskę można używać na wiele różnych sposobów. Garnier rekomenduje 3 sposoby: jako odżywkę bez spłukiwania na mokre włosy, jako maskę na mokre włosy i jako odżywkę na suche włosy. Na blogach widziałam jeszcze inne pomysły na tą maskę, więc jak widać jest bardzo wielofunkcyjna. Opakowanie jest dosyć duże, ale przy tym ile maska ma zastosowań nie powinno to dziwić. Sam kosmetyk ma przyjemną, kremową konsystencje i genialny zapach bananów. Pachnie tak pięknie, że aż mam ochotę aby go zjeść!


Wypróbowałam wszystkie 3 sposoby użycia i na prawdę ciężko mi powiedzieć która metoda jest najlepsza. Jako maskę nakładałam kosmetyk na mokre, umyte włosy i trzymałam przez jakieś 15 minut (producent zaleca 3 minuty, ale wolałam potrzymać ją dłużej), potem wszystko spłukiwałam chłodną wodą. Maska świetnie się spłukuje, nawet z gęstych i długich włosów. Po takiej aplikacji moje włosy były bardzo miękkie i sypkie, nie były obciążone ani oblepione, dobrze się je rozczesywało. Oprócz tego nakładałam maskę na mokre włosy jako odżywkę bez spłukiwania, ale w niewielkiej ilości, brałam dosłownie odrobinę na czubki palców. Obawiałam się że jak nie spłuczę maski to będę miała obciążone włosy, ale na szczęście tak się nie stało, podobnie jak w przypadku pierwszej metody moje włosy były przyjemnie miękkie i sypkie. Miałam wrażenie, że były bardziej błyszczące. Co ciekawe, nawet kiedy nakładałam maskę na suche włosy to i tak efekt był pozytywny, moje włosy nie były obciążone ani obklejone. Maska w żaden sposób nie przyczyniła się do przyspieszenia przetłuszczania się moich włosów.

Za 390 ml maski zapłacimy ok. 25 zł, ale często jest w promocji. Maski Garnier Fructis Hair Food dostępne są również w innych wariantach: Macadamia (wygładzająca), Goji (nadająca blask) i Papaya (regenerująca). Z wersji Banana jestem bardzo zadowolona, cieszę się że mogłam ją wypróbować i z chęcią sięgnę po nią ponownie. Maska spełniła moje oczekiwania, odpowiednio odżywiła i zdyscyplinowała moje włosy, okazała się też wydajna i przyjemna w użyciu. Kusi mnie wersja Goji i Papaya, ale będę je testować dopiero jak zużyję swoje obecne zapasy kosmetyków do włosow.
Wersję z bananem szczerze polecam, myślę że posiadaczki włosów suchych i trudnych do rozczesania będą z niej zadowolone.
Znacie nowe maski Garnier Fructis? Która wersja najbardziej Wam się podoba? Dajcie znać w komentarzu!


sobota, 14 lipca 2018

Jak szybko wyczyścić pędzle? Gąbka do czyszczenia pędzli z Aliexpress

Jak szybko wyczyścić pędzle? Gąbka do czyszczenia pędzli z Aliexpress
Dzisiaj chciałabym Wam pokazać rzecz, która w znaczący sposób ułatwia mi ostatnio robienie makijażu. Mowa o słynnej magicznej gąbeczce do czyszczenia pędzli z Aliexpress. Gąbeczka służy do szybkiego oczyszczania pędzli z nadmiaru pudru albo cieni. Na początku byłam sceptycznie nastawiona do takiego gadżetu, ale ponieważ nie był drogi a wydawał się być przydatny to go wypróbowałam :)


Gąbeczka okazała się całkiem spora, myślałam że będzie mniejsza - jak widać na zdjęciu, jest wielkości dużej puderniczki. Zamknięta jest w metalowym pudełeczku, moje niestety przyszło w papierowej kopercie i trochę się pogniotło, ale nie wpływa to na używanie gąbki. Sama gąbeczka nie jest twarda, tylko miękka i delikatna. Bałam się że taka twarda gąbka zniszczy moje pędzle i powyciera im włosie, ale na szczęście nie mam już takich obaw :)


Gąbka służy do oczyszczania pędzli z sypkich produktów, nie da się nią wytrzeć np. podkładu. Aby oczyścić pędzel wystarczy tylko przejechać nim kilka razy po gąbce. Oczywiście gąbka nie zbiera całego kosmetyku ani zanieczyszczeń i bakterii, więc pędzle i tak trzeba umyć po wykonaniu makijażu, ale do chwilowego oczyszczenia pędzla w czasie malowania jest jak najbardziej OK. Myślę że jest to dobra opcja dla osób, które nie mają milionów pędzli do każdego cienia a nie chcą się wybrudzić różnymi kolorami cieni. Czyściłam nią pędzle z włosia naturalnego i syntetycznego i nie ma różnicy w poziomie oczyszczenia. Samą gąbkę natomiast najłatwiej umyć ciepłą wodą i mydłem.


Podsumowując, gąbeczka jest ciekawym gadżetem, zwłaszcza jeśli nie mamy wielu pędzli i musimy posłużyć się jednym/dwoma w swoim makijażu. Gąbeczka pozwala na szybkie oczyszczenie pędzli z sypkiego kosmetyku, możemy jej użyć do czyszczenia "całkowitego" albo do zebrania nadmiaru produktu z pędzla. U mnie gąbeczka sprawdza się bardzo dobrze i jestem z niej zadowolona, już ma swoje stałe miejsce na toaletce.

Link do gąbeczki: https://goo.gl/nry82A, cena ok. 5 zł, czas dostawy 4 tygodnie. 
Lubicie tego typu gadżety? Dajcie znać w komentarzu! :)

środa, 27 czerwca 2018

Maybelline Fit Me! - mat na wiele godzin? Moja opinia

Maybelline Fit Me! - mat na wiele godzin? Moja opinia
Jakiś czas temu miałam okazję do wzięcia udziału w testowaniu kosmetyków Maybelline Fit Me! na portalu Wizaz.pl. Było to moje pierwsze testowanie na tym portalu, do tej pory zgłosiłam się do wieeelu różnych testów, ale dopiero teraz się udało (więc warto próbować!).
w skład zestawu który dostałam wchodziły 3 produkty: puder w kamieniu, korektor rozświetlający pod oczy i podkład matujący.


Podkład Fit Me na początku wydawał się bardzo fajny - konsystencją przypomina podkład Affinitone, jest bardzo lekki. Krycie ma raczej niskie, ale ładnie wyrównuje koloryt i wtapia się w cerę. Dla kogoś kto nie ma wielkich problemów z niedoskonałościami będzie w sam raz. Matowi skórę i się nie świeci. Myślałam, że będzie idealny na lato, ale niestety się przeliczyłam. Zauważyłam, że gdy tylko temperatura przekracza 20 stopni podkład zupełnie przestaje się trzymać skóry. Myślałam że to wina kremu, ale z innym kremem jest ten sam problem. Podkład dosłownie pływa mi na skórze i po jednym dotknięciu zostaje w całości na palcu. O żadnych poprawkach nie ma mowy, podkład klei się do pędzla czy puszku z pudrem. To trochę dziwne bo na twarzy nie czuję, żeby ten podkład był jakiś klejący, nawet się zbytnio nie błyszczy - wygląda normalnie, dopiero po dotknięciu coś jest nie tak. Próbowałam go utrwalić fixerem albo bazą ale i tak słabo mi to szło. Efekt jest nieco lepszy kiedy nałożymy podkład za pomocą pędzla albo gąbeczki, ale i tak szału nie robi.  Może w chłodniejszym okresie będzie się lepiej spisywać.


Puder Fit Me, który dostałam, jest w kolorze 110 - niby jasnym, ale i tak za mocnym dla bladziocha. Kolor ten ma różowe odcienie, które są niestety trochę zbytnio widoczne, co nie do końca może wszystkim pasować. U mnie właśnie przez ten kolor średnio się sprawdził.
Plusem jest to, że puder faktycznie matuje i to na wiele godzin. Można go z powodzeniem używać bez podkładu, radzi sobie bardzo dobrze. Jak na puder prasowany ma dobre krycie, jeśli ktoś nie ma wielkich problemów skórnych powinien być z niego zadowolony. Opakowanie jest ładne, chociaż wydaje mi się że po pewnym czasie mogą się na nim wycierać napisy. Nie ma też w nim miejsca na gąbeczkę.


Korektor Fit Me jest moim zdecydowanym ulubieńcem z tej serii. Nie mam mu nic do zarzucenia, spisuje się jak należy. Używam go głównie pod oczy bo właśnie do tego najlepiej się nadaje. Ma wygodny aplikator który ułatwia nakładanie, ale można go też wklepać palcem albo gąbeczką (polecam jednak wklepywanie za pomocą palców, przy użyciu samego aplikatora korektor nie rozprowadza sie tak ładnie). Na skórze trzyma się dobrze, nie wyciera się ani nie schodzi. Nie zbiera się w załamaniach powiek ani nie podkreśla zmarszczek. Jego krycie wydaje się średnie, ale to tylko pozory - korektor doskonale maskuje cienie pod oczami. Dodatkowym plusem jest to, że zawiera błyszczące drobinki które rozświetlają skórę. Jestem z niego zadowolona i chętnie sięgnę po niego ponownie.


Produkty Fit Me! z całą pewnością matują skórę. Faktycznie, po ich użyciu skóra była gładka, pory mniej widoczne a błyszczenie nie występowało przez większość dnia. Krycie wszystkich trzech produktów oceniam jako średnie, więc jeśli ktoś nie ma dużych problemów z niedoskonałościami to powinien być z nich zadowolony. Kosmetyki nie tworzą efektu maski, więc będą dobre dla amatorów w dziedzinie makijażu. Najbardziej rozczarował mnie ten podkład, ale może jeszcze znajdę na niego jakiś sposób.

Znacie tą serię kosmetyków? Lubicie je? :)

Zapraszam na mój profil na Instagramie, jest już nas ponad 1600 osób :) KLIK


sobota, 23 czerwca 2018

Make Me Bio woda różana i lekki krem nawilżający SPF 25 - idealny duet na lato?

Make Me Bio woda różana i lekki krem nawilżający SPF 25 - idealny duet na lato?
Niedawno pokazywałam Wam na Instagramie dwie nowości w mojej letniej pielęgnacji: wodę różaną i lekki krem nawilżający Make Me Bio. Opisałam Wam krótko że kosmetyki sprawują się bardzo dobrze, więc dzisiaj chciałabym trochę rozwinąć swoją recenzję i powiedzieć dlaczego warto włączyć te produkty do swojej pielęgnacji oraz kto może ich używać. Zapraszam :)


Zacznę może od wody różanej, ponieważ miałam ją już kiedyś i zdążyłam bardzo dobrze poznać.
Woda  ma najbardziej naturalny skład jaki tylko może być - znajdziemy w niej tylko samą wodę różaną, nie ma innych dodatków. Warto na to zwrócić uwagę, ponieważ na rynku jest sporo "wód różanych", które nie mają z nimi tak na prawdę nic wspólnego. Woda z dodatkiem aromatu to nie woda różana ;) Prawdziwa woda różana  to produkt uboczny powstający przy produkcji olejku różanego. Jest bardzo popularna w krajach afrykańskich, chociaż i u nas robi się coraz popularniejsza. Woda różana ma właściwości przeciwbakteryjne, przeciwzapalne i łagodzące, działa też tonizująco.
Wody Make Me Bio używam nawet kilka razy dziennie. Ma wygodne, niewielkie opakowanie i bardzo fajny atomizer, który produkuje przyjemną mgiełkę. Można jej używać także na makijaż. Rano i wieczorem używam jej jako toniku, po etapie mycia twarzy (więcej na temat wieloetapowej pielęgnacji twarzy znajdziecie tutaj: WIELOETAPOWA PIELĘGNACJA TWARZY LATEM – AZJATYCKIE INSPIRACJE). Mgiełka ma charakterystyczny różany zapach, bardziej podobny do świeżych kwiatów dzikiej róży niż do sztucznego aromatu do którego przyzwyczaiły nas drogeryjne kosmetyki. Przez to na początku nie mogłam się do niej przekonać, zapach zupełnie mi nie pasował, ale z czasem go nawet polubiłam. Wodę różaną szczególnie polecam w lecie, przynosi duże ukojenie w ciągu gorącego dnia i wspomaga nawilżanie skóry. Nadaje się praktycznie dla każdej cery, jest bardzo uniwersalna.


Lekki krem nawilżający Make Me Bio to dla mnie zupełna nowość. Bardzo się z niego ucieszyłam, bo jest to krem z naturalnym składem i filtrem UV, niestety minusem jest to że firma wycofała się z jego produkcji... Krem cały czas możemy kupić w drogeriach internetowych, ale są to końcówki serii. Kto wie, może za jakiś czas firma zmieni opakowanie i wypuści go ponownie na rynek, w końcu krem zbierał dużo pozytywnych recenzji.
Skład kremu (INCI): Aqua (Woda), Aloe Barbadensis (Aloes) Leaf Juice*, Cetearyl Alcohol & Polysorbate 60, Palm Free Vegetable Glycerin (Roślinna Gliceryna - Bez Oleju Palmowego), Helianthus Annuus (Słonecznik) Seed Oil*, Olea Europaea (Oliwka) Oil*, Cocos Nucifera (Kokos) Oil*, Butyrospermum Parkii (Masło Shea) Butter*, Prunus Armeniaca (Morela) Kernel Oil*, Zinc Oxide, Silk Peptide Protein, Tocopherol (Witamina E), Avena Sativa (Owies), Xanthan Gum, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin *z upraw organicznych
Jak widać skład jest na prawdę przyzwoity. Na pierwszym miejscu mamy wodę i aloes, potem są naturalne olejki, tlenek cynku, witamina E i owies. Tlenek cynku jest fizycznym filtrem przeciwsłonecznym, na skórze tworzy "lustro", które odbija promieniowanie UVA i UVB. Tlenek cynku jest substancją bezpieczną, jednak w dużych stężeniach może bielić twarz. Na szczęście krem nie zostawia białej warstwy na skórze, nawet jeśli nałoży się go dużo.
Wbrew swojej nazwie, krem wcale nie jest lekki. Przez to że zawiera spore ilości olejków jest dosyć tłusty i jeśli ktoś ma tendencje do zapychania to może mu zaszkodzić. Ja zaczęłam używać go teraz, ale chyba poczekam z nim do zimy. Co prawda nie zapchał mnie, ale myślę że na tamtą porę roku będzie lepszy. Po co mi krem z filtrem w zimie? Dowiecie się z tego postu, zachęcam do lektury: WIELOETAPOWA PIELĘGNACJA TWARZY LATEM – AZJATYCKIE INSPIRACJE.

Znacie firmę Make Me Bio? Lubicie ich produkty? Dajcie znać w komentarzach :)


niedziela, 17 czerwca 2018

Wieloetapowa pielęgnacja twarzy latem – azjatyckie inspiracje

Wieloetapowa pielęgnacja twarzy latem – azjatyckie inspiracje
Jak wygląda Wasza pielęgnacja twarzy latem? Zmieniacie coś w sposobie pielęgnacji, czy może przez cały rok wiernie stosujecie ten sam krem i żel do twarzy?
Dzisiaj chciałabym Wam pokazać jak wygląda moja pielęgnacja twarzy. Z góry zaznaczam, że nie dla każdego może być ona dobra – wszystkie produkty dobrałam z myślą o mojej cerze i jej potrzebach, ale przecież każdy ma inną skórę. Mój sposób pielęgnacji jest mocno inspirowany koreańską metodą layeringu, jednak nie jest jego wierną kopią, nie używam też samych koreańskich kosmetyków (wręcz przeciwnie, większość to polskie produkty). Z postu dowiecie się też również dlaczego warto używać kremów z filtrem UV,  na jakie składniki kosmetyków trzeba zwrócić uwagę i czy picie wody poprawia wygląd skóry. Jesteście tego ciekawi? :)



  1. Na jakie składniki kosmetyków warto zwrócić uwagę? 
  2. Dlaczego warto stosować codziennie krem z filtrem UV?
  3. Czy picie wody poprawia wygląd skóry?
  4. Jak pielęgnować suchą skórę w lecie? Pielęgnacja poranna i wieczorna – mój przepis.


Na jakie składniki kosmetyków warto zwrócić uwagę? 

Na początku zacznę może od tego, że jestem posiadaczką suchej skóry. Czasami trochę się przetłuszcza w strefie T (w lecie intensywniej, bo jest gorąco), ale na ogół największym problemem jest dla mnie suchość. Mam też mocno rozszerzone pory, jest to najprawdopodobniej pamiątka po czasach, kiedy leczyłam trądzik. Swego czasu miałam też przebarwienia i blizny po trądziku, ale na szczęście z upływem lat jakoś poznikały.
W czasie upałów najbardziej zwracam więc uwagę na nawilżenie. Staram się dobierać produkty w taki sposób, aby jak najbardziej nawilżyć skórę, ale jednocześnie jej nie zapchać.

Moje ulubione składniki na lato to:

  • Aloes – działa nawilżająco, kojąco i chłodząco, ma również działanie antybakteryjne.
  • Kwas hialuronowy – intensywnie nawilża skórę, odpowiada za wiązanie wody
  • Ceramidy - są naturalny składnikiem warstwy lipidowej naskórka, nawilżają i wzmacniają skórę, opóźniają proces starzenia się skóry
  • Witamina C – rozjaśnia skórę, usuwa przebarwienia, pomaga walczyć z wolnymi rodnikami.
  • Woda kokosowa – podobnie jak aloes, ma działanie kojące, nawilżające i odświeżające
  • Woda różana - działa antyoksydacyjnie, nawilżająco i odżywczo na skórę, ma pH podobne do naturalnego pH skóry
Oczywiście ciekawych i godnych uwagi składników jest o wiele więcej, ale nie będę wymieniać wszystkich.


Produkty, których używam w ciepłe dni:

  • Serum z witaminą C – witamina C w formie serum szybko się wchłania i nie obciąża skóry. Stosuję je rano, pod krem z filtrem UV. Przykład: Ava, serum z witaminą C z aceroli.
  • Żel aloesowy i produkty zawierające aloes – o żelu przeczytacie więcej tutaj: ALOES - NAJBARDZIEJ UNIWERSALNY KOSMETYK?. Obecnie stosuje go głównie w celu złagodzenia podrażnień, jest też pomocny kiedy się spiekę na słońcu (a niestety, pomimo używania kremu z filtrem czasem mi się to zdarza). Przykład: Bielenda Hydra Care, mgiełka do twarzy kokos i aloesSkin79, żel aloesowy 99%.
  • Woda różana – odświeża i nawilża skórę, można ją stosować do spryskiwania twarzy w ciągu dnia (nawet na makijaż!). Przykład: Make Me Bio, woda różana.
  • Emulsja do twarzy – zastępuje krem, jest bardziej lekka przez co nie obciąża mojej skóry, szybko się wchłania i mocno nawilża. Przykład: Holika Holika, Skin and Good Cera, emulsja do cery wrażliwej.
  • Krem z filtrem UV – obowiązkowy element codziennej pielęgnacji! Więcej o kremie z filtrem przeczytacie w dalszej części. Przykład: Pharmaceris, hydrolipidowy krem do twarzy dla dorosłych, SPF 50 
  • Płyn micelarny – służy mi do przemywania twarzy rano, zastępuje tradycyjne mycie. Przykład: Vianek, nawilżający płyn micelarny do cery suchej
  • Pianka do mycia twarzy i olejek – w połączeniu z rękawicą Delete Makeup służą mi do wieczornego mycia twarzy (o rękawicy przeczytacie tutaj: DEMAKIJAŻ SAMĄ WODĄ? RĘKAWICA MYJĄCA DELETE MAKEUP ). Przykład: Biolove, olejek do demakijażu dla skóry suchej, Holika Holika, pianka do mycia twarzy z ekstraktem z cytryny

Dlaczego warto stosować codziennie krem z filtrem UV?

W każdym poradniku dotyczącym koreańskiej pielęgnacji znajdziecie obowiązkowy rozdział dotyczący kremów z filtrem. Koreańczycy mają na ich punkcie bzika, stosują je codziennie, o każdej porze roku, bez względu na to co robią w ciągu dnia. Na początku wydawało mi się to chore, po co smarować się kremem z filtrem w zimie, albo kiedy jestem 12h w pracy i nie mam kiedy wyjść na słońce? A wiecie, że ochrona UV to najlepszy sposób zapobiegania powstawaniu zmarszczek? Albo że w Korei mają bardzo mało przypadków zachorowania na nowotwory skóry? Ja nie wiedziałam :)

Od pewnego czasu zaczęłam stosować kremy z filtrem UV, przynajmniej na twarz i szyję. Zwykle szukam takiego, który jest przeznaczony do twarzy – one szybko się wchłaniają i nadają się pod makijaż. Obecnie używam kremu z Pharmaceris i jestem z niego zadowolona, jest to już moje kolejne opakowanie. Kremu nakładam dosyć dużo, ale dopiero wtedy on działa. Niestety tak jest ze wszystkimi kremami z filtrem, trzeba je nakładać bardzo grubą warstwą aby ochrona była pełna. Co więcej, jak nałożymy pół porcji kremu SPF 50, to nie otrzymamy ochrony na poziomie SPF 25, tylko o wiele niższą. Dlatego tym warto się rozejrzeć za kremem, który dobrze się wchłania. Po kremie z Pharmaceris moja skóra się nie błyszczy, co więcej, mogę na nią nałożyć podkład i puder. Fajną opcją są też kremy BB, które łączą w sobie właściwości podkładu i kremu oraz mają dodatkowo filtr UV. Fajnym kremem BB z filtrem jest krem Skin79 Hot Pink BB Cream

Ok, ale dlaczego warto stosować filtry o każdej porze roku, skoro w zimie mamy mało słońca? I po co nam kremy jak siedzimy w pomieszczeniu?

Na działanie promieni słonecznych jesteśmy narażeni przez cały rok, w zimie po prostu słońce świeci krócej. Co więcej, to właśnie twarz i dłonie są najbardziej narażone, w końcu mamy je odsłonięte przez cały czas. Nawet kiedy mamy na sobie gruby sweter, czapkę i szalik, to i tak twarz pozostaje narażona na działanie słońca. Ponadto skóra na twarzy jest bardzo cienka i delikatna. 

Stosowanie kremów w pomieszczeniach też ma swoje uzasadnienie. Praktycznie wszędzie są okna, więc i tak jesteśmy narażeni na słońce. Promieniowanie UVB (to, przez które się opalamy) co prawda nie przechodzi przez szyby, ale stanowi ono tylko ok. 5% promieniowania UV. 95% to promieniowanie UVA, nie powoduje ono opalania ale wnika w głębsze warstwy skóry i powoduje bezbolesne, ale głębokie zmiany (fotostarzenie!). Dlatego właśnie warto włączyć krem z filtrem do całorocznej, codziennej pielęgnacji. 



Czy picie wody poprawia wygląd skóry?

Kiedyś spotkałam się z ciekawą wypowiedzią na pewnym forum: "woda nie poprawia wyglądu skóry bo ja dużo piję i mam brzydką cerę".  Jest to oczywiście błędny wniosek i zaraz Wam wyjaśnię dlaczego. 
Cera odwodniona wygląda gorzej. Skóra jest mniej jędrna, bardziej szorstka, szara i pomarszczona. Jednak na wygląd skóry ma wpływ bardzo wiele czynników, więc nawet jak będziemy pić odpowiednią ilość wody to i tak możemy mieć z nią problemy. Nie wiadomo czy akurat w naszym przypadku picie wody coś zdziała, ale na pewno nie zaszkodzi, zwłaszcza że poza ładniejszą cerą możemy zyskać o wiele więcej korzyści dla naszego organizmu. 
W lecie warto mieć zawsze pod ręką butelkę wody i popijać ją w ciągu dnia. Dla mnie minimum to 1,5l w ciągu doby - to na prawdę da się wypić, trzeba się tylko stopniowo do tego przyzwyczaić. Herbata, kawa i napoje słodzone to nie woda, więc się nie liczą ;)  Za to do zwykłej wody możemy dodać dodatki smakowe, żeby ją nieco urozmaicić. Fajnie pasuje tu cytryna, ogórek, liście mięty, melon, maliny, truskawki albo inne owoce. 


Jak pielęgnować suchą skórę w lecie? Pielęgnacja poranna i wieczorna – mój przepis.


Tutaj dochodzimy do najważniejszej rzeczy, czyli jak w sumie dbać o tą skórę? Przypominam, że jest to mój sposób. Każda skóra jest inna i ma inne wymagania, więc warto obserwować swoją i sprawdzać co na nią najlepiej działa. 



1. Pielęgnacja poranna:

Dzień zaczynam od toniku, którym przemywam twarz. Obecnie używam toniku Vianek do cery suchej, o którym wcześniej wspominałam. Wcześniej myłam twarz tak samo jak wieczorem, czyli olejkiem i pianką, ale przeczytałam że może to dodatkowo przesuszać skórę. Zrezygnowałam więc z tej metody na jakiś czas i faktycznie zauważyłam poprawę. Po przemyciu twarzy używam mgiełki kokos i aloes Bielenda albo hydrolatu różanego Make Me Bio, aby dodatkowo odświeżyć skórę. Następnie nakładam serum z witaminą C od Ava i czekam aż się wchłonie (jakieś 30-60 sekund, szybko się wchłania). Ostatnim etapem jest nałożenie kremu z filtrem UV.

2. Pielęgnacja w ciągu dnia:

Mgiełka, mgiełka, mgiełka! Polecam stosowanie mgiełek odświeżających, można je śmiało stosować na makijaż, a faktycznie pomagają nawilżyć twarz, do tego przyjemnie orzeźwiają. Moje ulubione mgiełki to Bielenda kokos i aloes oraz woda różana Make Me Bio. Warto zabrać taką mgiełkę do torebki i odświeżyć się nią w ciągu dnia. Nie ma potrzeby nakładania dodatkowej porcji kremu UV w ciągu dnia, więc tego nie robię. 

3. Pielęgnacja wieczorna:

Wieczorna pielęgnacja jest u mnie bardziej rozbudowana. Zaczyna się oczywiście od usunięcia makijażu. Obecnie używam w tym celu rękawicy Delete Makeup, ale dobrze się sprawdzi także tradycyjny wacik nasączony płynem micelarnym, olejkiem, albo innym kosmetykiem do demakijażu. Po wytarciu makijażu stosuję podwójne mycie. Na początku używam olejku, w tej chwili jest to olej do demakijażu Biolove. Nie jest to olejek który emulguje po kontakcie z wodą (takim olejkiem jest np. różany olejek Bielenda z tego linku: RÓŻANY OLEJEK MYJĄCY BIELENDA). Przy myciu twarzy samym olejem należy uważać na to, by kosmetyk nas nie zapchał. Moja skóra na szczęście bardzo dobrze toleruje olej z Biolove, nawet lepiej niż poprzedni olejek różany z Bielendy, ale jeśli ktoś ma problemy z zapychaniem to polecam jednak olejek emulgujący. Po nałożeniu oleju na mokrą skórę twarzy trzymam go przez chwilę a następnie zmywam ściereczką (albo rękawicą Delete Makeup) zamoczoną w ciepłej wodzie. Po takim zabiegu moja skóra nie jest tłusta, tylko przyjemnie miękka w dotyku.
 Drugim etapem jest zastosowanie pianki myjącej, obecnie używam wcześniej wspomnianej pianki Holika Holika. Należy pamiętać, że taką piankę musimy odpowiednio spienić, nie możemy nakładać jej bezpośrednio na twarz. Używam metody podwójnego mycia (olejek + pianka) ponieważ różne zanieczyszczenia rozpuszczają się w różnych rzeczach, sam olejek i sama pianka nie zmyją wszystkiego.
Po myciu spryskuję twarz wodą różaną, następnie nakładam serum z kwasem hialuronowym Bielenda albo serum Babo (o serum Babo przeczytacie tutaj: PIELĘGNACJA PRZECIWZMARSZCZKOWA Z BABO - SERUM YOUR TIME KEEPER ). Później nakładam już tylko emulsję Holika Holika i tyle. Wbrew pozorom, cały rytuał zajmuje mi jakieś 5 minut :)

4. Dodatkowo:

Peeling: w lecie stosuję głównie peelingi enzymatyczne, mniej więcej 3-4x w tygodniu, zwykle wieczorem. Peelingi enzymatyczne są bardziej delikatne dla mojej cery i dodatkowo jej nie podrażniają. Jednym z fajniejszych peelingów jakie miałam jest peeling - jajko od Holika Holika, o którym przeczytacie tutaj: MAGICZNY PEELING W JAJKU HOLIKA HOLIKA

Maseczki: staram się je stosować 2x w tygodniu. Używam przeróżnych maseczek, głównie takich w płacie ale nie tylko. Przykładowe maseczki: MASECZKI W PŁACIE SEOUL BEAUTY MASK SKIN79



Trochę długo mi wyszło, ale mam nadzieję że dobrnęliście do końca i znajdziecie tu jakieś inspiracje. 
Jak wygląda Wasza codzienna pielęgnacja? Jest rozbudowana czy raczej minimalistyczna? Zwracacie uwagę na dobór kosmetyków, na ich skład? Dajcie znać w komentarzach :) 


Zapraszam Was na mój profil na Instagramie - jest już ponad 1600 obserwujących :) Dołącz do nas!

Obsługiwane przez usługę Blogger.
Copyright © 2016 Jednafiga Blog , Blogger